Oczywiście najprostszą metodą byłoby odłączenie internetu i zmuszenie młodych ludzi do działania „w realu". Niestety, nie jest to możliwe, świat zmierza bowiem ku całkowitemu wchłonięciu przez sieć. Nie liczyłbym również na aktywne działanie szkół. Nie sądzę także, aby rodzice mogli coś więcej zdziałać. Nie mieli bowiem czasu na głębsze zainteresowanie się swoimi pociechami, gdyż byli zajęci pracą i robieniem kariery.

Według mnie największe możliwości stoją przed rekruterami. Oni bowiem stanowią pierwszą linię kontaktu z młodym człowiekiem szukającym pracy. Na wstępie należy znacznie uprościć proces rekrutacji, aby nie wystraszyć kandydatów zbyt skomplikowanymi procedurami. Konieczne jest zmniejszenie formalności i dodanie w zamian rozwiązań interaktywnych, np. nagrania autoprezentacji wideo zamiast wysyłania CV.

Dużą szansę widzę w zatrudnieniu młodych HR-owców, którzy znają pokoleniowe zwyczaje i nie będą odstraszać swoich rówieśników na pierwszym etapie kontaktu z firmą. Dla nich nie będzie problemem czatowanie z kandydatami na komunikatorach czy też rozmowa przez telefon. Mogą więc stanowić pierwszą linię kontaktu i umożliwić oswojenie się młodych ludzi z organizacją, której tak wielu po prostu się boi. Znacznie łatwiej będzie im przekonać takich kandydatów do spotkania, gdyż nie wywołają efektu odrzucenia ze względu na wiek i doświadczenie. Rekruterzy z większą rutyną będą musieli dopasować swoje standardy do zmieniającego się klienta. A to może się okazać dla nich równie skomplikowane jak rozmowa w cztery oczy dla młodych.