Z niewiadomych powodów rząd często traktuje samorząd jak studnię bez dna, z której można wyczarować dodatkowe pieniądze. Bo jeśli brakuje pieniędzy na oświatę i podwyżkę płac dla nauczycieli, co obiecał rząd, to samorząd ma dorzucić ze „swoich". Program Mieszkanie+ nie bardzo idzie, bo zdaniem polityków władzy centralnej to samorząd nie zaangażował się finansowo na odpowiednim poziomie. Według rządu PiS 6 mld zł ubytków w lokalnych budżetach w efekcie reformy PIT to żaden problem, bo jakoś przecież sobie poradzą. To samo dotyczy podwyżek cen prądu, skokowego wzrostu płacy minimalnej o 15 proc. z roku na rok i obciążeń.
Czytaj także: Lokalne budżety na minusie. Samorządy tną wydatki
Tymczasem samorząd jest taką samą częścią administracji publicznej jak rząd i tak samo nie ma żadnych „swoich" pieniędzy. Wszystko, co wpływa do lokalnych budżetów, pochodzi z podatków, opłat i różnego rodzaju danin płaconych przez mieszkańców. I jeśli w samorządowej kasie zaczyna brakować pieniędzy, to nie sięgnie do jakiejś magicznej skarbonki. Prawda jest taka, że na finansowe braki jest tylko jedna metoda – albo zbieramy więcej od mieszkańców, albo wydajemy mniej na realizację usług dla mieszkańców.
Obie rzeczy się już zresztą dzieją. Jak Polska długa i szeroka, słychać o podwyżkach podatku od nieruchomości, cen biletów komunikacji miejskiej czy opłat za wejście na obiekty sportowe (np. baseny). Mieszkańcy kolejnych miast dowiadują się, że za wywóz śmieci trzeba będzie płacić dwa–trzy razy więcej, i tylko wypatrują, kiedy zdrożeje woda czy odbiór ścieków. Dalej – lokalne władze zapowiadają cięcia wszelakiego rodzaju wydatków, które nie są obowiązkowe – np. na doposażenie szkół, darmową rozrywkę czy przestrzeń publiczną. Pod nóż idą też inwestycje, czyli to, czego mieszkańcy często oczekują najbardziej – gładkich i szerokich dróg, bezpiecznych ulic, dobrze rozwiniętego transportu publicznego, nowoczesnych szkół, walki ze smogiem itp., itd.
Im więcej niepopularnych decyzji będą musiały podjąć samorządy, tym bardziej cieszyć się może – ale tylko w teorii – rząd, który na lokalne władze może zrzucić winę za to, że coś złego się dzieje w Polsce. Ale strategia obwiniania innych zwykle ma krótkie nogi. Bo samorządowcy są na tyle blisko mieszkańców, by móc wytłumaczyć im, jakie jest prawdziwe źródło problemów.