Choć większość lecznic, które zakwalifikowano do sieci szpitali, podpisała już umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia, wiele jest niezadowolonych z wysokości ryczałtu na pierwszy okres obowiązywania sieci, a więc IV kwartał tego roku. Kwota miała być ustalana na podstawie świadczeń wykonanych i sprawozdanych w 2015 r. z cennika roku 2017. Wstępne wyliczenia wielu placówek znacznie jednak odbiegają od tego, co zaproponował im Fundusz. Wciąż trwają negocjacje ze szpitalami, m.in. w województwie lubuskim i dolnośląskim.
Kto stracił
Wszystko przez obniżki wycen procedur ujętych w tzw. jednorodne grupy pacjentów (JGP) w kardiologii, ortopedii, chirurgii naczyniowej czy neonatologii. Najbardziej straciły placówki wysokospecjalistyczne, na poziomie wojewódzkim i ogólnokrajowym oraz szpitale kliniczne, wykonujące procedury, których wycenę znacznie obniżono. Niektóre procedury w kardiologii czy ortopedii obniżono nawet o 30 proc., co, jak twierdzą dyrektorzy, sprawia, że są one na granicy opłacalności.
Największe placówki ortopedyczne na obniżce wyceny procedur takich jak endoprotezoplastyka stawu biodrowego straciły od stycznia nawet kilka milionów złotych. Przeciwko drastycznym obniżkom w kardiologii specjaliści zaprotestowali w wysłanym w ubiegłym tygodniu liście do premier Szydło. Protestują w nim m.in. przeciwko kolejnej, trzeciej już obniżce wycen przewidzianej na październik.
Niektóre szpitale wciąż negocjują wysokość ryczałtu. O wyższą stawkę walczy Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. – Kwota jest niższa niż się spodziewaliśmy, a jeżeli mamy zabezpieczyć dostępność do świadczeń, jednocześnie skracając kolejki, musimy dysponować odpowiednią ilością pieniędzy – tłumaczy dyrektor Pobrotyn w rozmowie z „Rz". I przyznaje, że choć różnica dotyczy kilku milionów zł, przy tak dużym szpitalu nawet mała suma jest w stanie wpłynąć na liczbę wykonanych świadczeń.
Skomplikowany wzór
– Tym bardziej że przy dzisiejszym postępie w medycynie różnica w technologiach stosowanych w 2015 r. i dzisiaj jest kolosalna. Widać to choćby na przykładzie leczenia udarów krwotocznych, gdzie stosujemy o wiele nowocześniejsze i droższe techniki – mówi Piotr Pobrotyn.