Jej podstawą byłby kabel, przewód sięgający tak wysoko, aby mogły po nim jeździć wagoniki dostarczające na orbitę urządzenia, surowce, sprzęt.Ideę windy spopularyzowali wiele lat temu autorzy powieści sciencefiction. Wyobrażali sobie, że będzie to lina umocowana na planecie, sięgająca w kosmos. Ładunki ślizgałyby się wzdłuż nieji żadne pojazdy kosmiczne, rakiety nie byłyby potrzebne.
Dotychczas technologia nie pozwalała na stworzenie takiej liny. Aby sięgnąć do orbity geostacjonarnej, musiałaby ona mieć 36 tys. kilometrów długości. Stal nie może być użyta do realizacji takiego projektu. Żaden metal nie zapewni linie takiej wytrzymałości, aby nie zerwała się pod własnym ciężarem.
W ostatnich latach trwają intensywne prace nad nowym tworzywem – włóknami z nanorurek węglowych. Na podstawie symulacji komputerowych przeprowadzanych przez NASA i JAXA fizycy i technicy doszli do wniosku, że podstawą kosmicznej windy nie może być lina, ale taśma z włókna wykonanego z nanorurek węglowych. Powinna mieć metr szerokości i grubość kartki papieru. Powinna wytrzymywać nacisk 630 ton na centymetr kwadratowy.
A to oznacza, że gdyby za końce takiej taśmy chwyciło po 100 tysięcy ludzi i bawiliby się w przeciąganie liny – taśma nie pęknie. Włókno z nanorurek węglowych to jedyna w tej chwili technologia, która pozwala myśleć w sposób realistyczny o kosmicznej windzie.
Dowodem na to, że idea wyszła z fazy fantazji, jest to, iż specjaliści z NASA wybrali dwa miejsca na kuli ziemskiej dogodne do umocowania windy. Obydwa znajdują się na wodach międzynarodowych. Pierwsze – 500 km od Australii, na wysokości Perth. Drugie – 3200 km od Hawajów.