RZ: Z okien gabinetu, w którym rozmawiamy, trudno nie zauważyć brzydoty Warszawy i braku ręki planisty.
Zygmunt Niewiadomski:
To prawda, ładu przestrzennego w Warszawie nie widać. Tak jak i w innych miastach. Powodów jest wiele. Mają one charakter historyczny, ekonomiczny oraz ustrojowoprawny. Tak się składa, że o przestrzeń w PRL nie dbano. Była planowana odgórnie. Trudno zaś wtedy racjonalnie gospodarować przestrzenią w skali kraju. Nigdy też nie było wystarczająco dużo pieniędzy na planowanie. Wreszcie, nie mieliśmy szczęścia do dobrego systemu prawnego. Przez długie lata obowiązywały regulacje, które w żaden sposób nie przystawały nawet do ówczesnych potrzeb, nie mówiąc już o wymaganiach gospodarki wolnorynkowej po zmianach ustrojowych.
Za chaos w krajobrazie i brak planów oskarża się gminy.
Niestety tak, choć to nie wyłącznie one są temu winne. Planowanie przestrzenne to system naczyń połączonych, gdzie obok gminnego jest regionalne oraz krajowe. I planowanie miejscowe nie będzie nigdy dobrze funkcjonowało, jeżeli zawiodą te dwa pozostałe, a niestety tak jest.