Jednak w ofertach z rynku wtórnego ostatnio chyba częściej pojawiają się adnotacje, że cena ofertowa została już raz lub nawet więcej razy obniżona. Padają kwoty: 20, 30, a czasem nawet o 70 tys. zł niższe?
To, czy upust jest duży, czy mały, zależy od wielkości mieszkania. W przypadku dużego luksusowego lokalu obniżka ceny o 70 tys. zł może nie być znacząca, a gdy mamy do czynienia z małym mieszkaniem, może to być nawet 20 proc. jego wartości. I takie obniżki są rzadkie, chyba że lokal ma poważne wady lub jest w bardzo złym stanie. Takie, na pierwszy rzut oka, spektakularne obniżki mogą być też zabiegiem marketingowym.
Chce pan powiedzieć, że celowo zawyża się cenę mieszkania, np. o 70 tys. zł, żeby potem ją opuścić i uzyskać taką, o jaką od początku chodziło?
Z pewnością zdarzają się takie przypadki. Chciałbym jednak zaznaczyć, że w naszej agencji nie stosujemy tego typu praktyk. Obowiązuje zasada, że cena, jaką dyktuje sprzedający, jest weryfikowana przez nasz zespół specjalistów. Jeśli jest zawyżona, informujemy klienta, że cena, jakiej żąda, nie jest adekwatna do wartości nieruchomości i nie powinien liczyć, że zostanie ona szybko, jeśli w ogóle, sprzedana. Czasem odmawiamy pośredniczenia w transakcji w przypadku cen wziętych z sufitu, czyli zbyt zawyżonych.
Czy firmy, które wykupiły od deweloperów pakiety mieszkań, sądząc, że zarobią na tym krocie, wyszły na swoje? Są sygnały, że niektórzy sprzedają swoje banki mieszkań.
Mamy tu do czynienia z czystą spekulacją. Wykupy mieszkań od deweloperów rozpoczęły się w 2006 roku. Na początku były to drobne zakupy osób fizycznych, szybko jednak do gry weszły rekiny polskich finansów. Kupowano na pniu od 50 do 70 proc. upatrzonej inwestycji deweloperskiej. Wystarczy sprawdzić w Internecie ofertę firmy Homebroker (własność Leszka Czarneckiego), aby zauważyć, że w tym pojedynczym przypadku skala wykupów przekroczyła kilka miliardów złotych. Oczywiście zgodnie z zasadami inwestycji deweloperskich w momencie zakupu nie ma potrzeby inwestowania całej sumy, jednak z czasem powstaje zobowiązanie do zapłaty kolejnych rat i rodził się problem pozyskania pieniędzy. Przedstawiony mechanizm obrazuje problemy rynku pierwotnego oraz tych inwestorów, którzy sądzili, że rynek nieruchomości jest taki sam jak rynek leasingu. Cały problem tych inwestorów polega przede wszystkim na tym, że nie zwrócili uwagi na prosty fakt, u dewelopera nie kupują nieruchomości, a więc nie mają żadnej wartości dodanej. Zawierają umowę o wykonanie usługi, a nie każdy zechce od nich taką umowę odkupić. Gdyby ci inwestorzy kupowali nieruchomości już istniejące, mógłbym spokojnie ocenić, że ich poziom zysku będzie równy wielkości rocznej inflacji plus 10 proc. w 2008 rok, plus 15 – 20 proc. w 2009 roku.