Pod koniec listopada 2010 r. weszła w życie nowelizacja [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=350364A411423477FA2A79DAFF384C85?id=357084]ustawy o gospodarce nieruchomościami[/link]. Wprowadzone przez nią zmiany są istotne, chociaż z pierwotnego projektu, który można by określić jako radykalny, usunięto w toku prac legislacyjnych wiele propozycji, w tym również tę, aby odszkodowanie za wywłaszczaną nieruchomość obejmowało także utracone korzyści.
Do najważniejszych zmian wprowadzonych w noweli można zaliczyć z jednej strony te, które teoretycznie „cywilizują” wywłaszczenie: [b]wprowadzenie instytucji tak zwanej bezpiecznej zaliczki na odszkodowanie za niezwłocznie wywłaszczane nieruchomości[/b] czy wprowadzenie procedury sanowania tak zwanego faktycznego wywłaszczenia (gdy właściciela pozbawiono nieruchomości, ale procedura wywłaszczeniowa nie została zakończona).
Z drugiej strony niektóre rozwiązania stanowią wyraz niepokojącej tendencji do ułatwiania administracji publicznej działań, które ograniczają prawo własności obywateli.
Co się tyczy zaliczki na poczet odszkodowania za wywłaszczenie, to w art. 132 ust. 1b ustawy przewidziano, że 70 proc. kwoty odszkodowania określonej w decyzji wywłaszczeniowej zostanie wypłacone właścicielowi (dotyczy to też użytkownika wieczystego), jeżeli nieruchomość została zajęta w trybie natychmiastowym (dzieje się to na podstawie odrębnej decyzji).
Problem polega na tym, że pierwotny projekt zakładał wypłatę tej zaliczki w terminie 14 dni od złożenia wniosku przez osobę uprawnioną do odszkodowania. Jednak po pracach legislacyjnych, w których Ministerstwo Finansów występowało przeciwko takiemu terminowi, ostatecznie przyjęto termin aż 50 dni. A to oznacza, że [b]właściciel musi uzbroić się w cierpliwość czekając na swoje pieniądze.[/b]