Wielu deweloperów stara się przyciągnąć klientów obniżkami cen mieszkań do poziomów narzuconych przez rządowy program „Rodzina na swoim". Żeby liczyć na państwowe dopłaty, cena mkw. lokalu na warszawskim rynku pierwotnym nie może przekraczać 5904 zł. Tymczasem średnia cena mkw. nowych mieszkań w stolicy to ok. 7 tys. zł. Projekty, które spełniają kryteria programu, powstają głównie na obrzeżach miasta.
Kosztowne przeróbki
– Zdarza się, że mieszkania objęte programem dopłat deweloperzy oferują także w atrakcyjniejszych lokalizacjach. Jednak nieuczciwe firmy różnicę w cenie rozliczają poprzez dodatkowe wpłaty, które w umowie są ujęte jako koszt „zmian lokatorskich". Chodzi np. o przesunięcie ścian, zmianę położenia drzwi, rozstawienie grzejników czy gniazdek itp. Możemy się zastanawiać, czy takie zmiany rzeczywiście się odbywają, czy jest to jedynie sposób na zaksięgowanie dodatkowej wpłaty – mówi przedstawiciel branży nieruchomości z Warszawy chcący zachować anonimowość. – Są to kwoty liczone w dziesiątkach tys. zł. Tracą na tym uczciwe firmy. Klienci uczą się bowiem, że takie rozwiązanie jest możliwe. Jeśli mają okazję, korzystają z rządowych dopłat. Manipulacja prawem prowadzi do nadużyć względem państwa – dodaje.
Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości z portalu RynekPierwotny.com, przyznaje, że od pewnego czasu zarówno z rynku pierwotnego, jak i wtórnego dochodzą sygnały o próbach skorzystania z „Rodziny" niejako „nie wprost". – Wynika to z pewnej niedoskonałości programu dopłat i mocno ostatnio obniżonych limitów. Nie bez znaczenia jest też fakt, że z końcem roku program ma być wygaszony – tłumaczy Jarosław Jędrzyński. – Można się więc spodziewać, że w najbliższych miesiącach będzie wiele prób skorzystania z programu na różne sposoby. Jeśli takie praktyki nie są prawnie zakazane, a klient zyskuje finansowo, mogąc skorzystać z dobrodziejstw programu, i – co ważne – rozumie i zgadza się na zapisy w umowie dotyczące „zmian lokatorskich", to działanie dewelopera wydaje się dopuszczalne. Co innego, jeżeli klient zostaje wprowadzony w błąd i dopiero po podpisaniu umowy zakupu mieszkania w „Rodzinie" dowiaduje się o dodatkowych kosztach – zastrzega analityk.
Kto rządzi i za ile
Według Jarosława Jędrzyńskiego zastrzeżenia mogą budzić także inne praktyki stosowane przez deweloperów. – Chodzi np. o zamieszczanie w reklamach informacji, które dotyczą tylko wybranych lokali. Zdarza się, że reklamy inwestycji obiecują dużo więcej, niż możemy oczekiwać – mówi analityk.
Pośrednik Paweł Zeliaś z firmy SalonDomow.pl zauważa z kolei, że jedna z ostatnich sztuczek deweloperów polega na sprzedaży i wyodrębnieniu pierwszego lokalu aktem notarialnym osobie znajomej lub nieświadomemu klientowi. – W tym akcie zarząd nieruchomością wspólną powierza się deweloperowi lub firmie przez niego wskazanej na podstawie ustawy o własności lokali. Zgodnie z przepisami każdy następny wyodrębniony lokal musi mieć taki sam sposób zarządu nieruchomością wspólną jak poprzedni, czyli taki, jaki zapisali w akcie dotychczasowi współwłaściciele – tłumaczy Paweł Zeliaś.