Sebastian Janicki, pośrednik z Universal Property, ocenia, że na rynek coraz częściej trafiają nieruchomości finansowane pieniędzmi z banków. – W naszej ofercie ich odsetek to około 55 proc. Tendencję wzrostową widać od kilku lat – mówi Sebastian Janicki.
Dodaje, że przeważają mieszkania finansowane kredytem w złotówkach, rzadziej w euro. – Ze względu na ciągle wysoki kurs franka, a także spadek cen nieruchomości w ostatnich latach, praktycznie nie zdarzają się lokale kredytowane w tej walucie – mówi pośrednik z Universal Property. – Pieniędzy ze sprzedaży nie wystarczyłoby bowiem na spłatę zadłużenia. Wyjątkiem są mieszkania, których właściciele pożyczyli we frankach tylko niewielką kwotę – dodaje.
Jeśli nie sprzedaż, to wynajem
Pośrednik Paweł Zeliaś, właściciel firmy Salondomow.pl, wylicza, że kredytem jest obciążonych 70 proc. sprzedawanych mieszkań. – Zdecydowanie najwięcej jest lokali kupionych na kredyt w złotówkach – mówi Paweł Zeliaś. – Najczęściej są to mieszkania z lat 90. Kredyt stanowi ok. 50–80 proc. ich rynkowej wartości. Lokale te były kupowane po 3–6 tys. zł za mkw., a więc taniej, niż wynoszą dzisiejsze ceny – dodaje.
Według Pawła Zeliasia wysyp ofert mieszkań, których właściciele nie są w stanie spłacać rat kredytu, dopiero przed nami. – Na razie takie sytuacje zdarzają się rzadko – mówi.
Także Marcin Jańczuk z sieciowej agencji Metrohouse & Partnerzy ocenia, że sytuacje, iż zadłużony w banku klient musi sprzedać lokal, bo ma nóż na gardle, nie są nagminne. – Zwykle ich sprzedaż wiąże się z zakupem większego lokalu – ocenia Marcin Jańczuk. I szacuje, że wśród mieszkań wybudowanych w ostatnich latach przez deweloperów, które są sprzedawane na rynku wtórnym, trzy czwarte jest obciążone kredytem hipotecznym. – Warunki rynkowe sprawiają, że do sprzedaży rzadziej trafiają lokale zadłużone we frankach, bo ich sprzedaż wiązałaby się z dotkliwą stratą dla właściciela, co skutecznie odstrasza przed transakcją – ocenia Marcin Jańczuk.