Pierwsza próba ograniczenia tzw. szantażu deweloperskiego się nie udała.
Warszawski Sąd Apelacyjny uznał za legalną umowę, na mocy której znany deweloper zapłacił szantażującemu go sąsiadowi budowy 135 tys. zł za rezygnację z zaskarżenia pozwolenia na budowę. Okazało się, że takie wykorzystanie procedury jest trudno podważyć.
Budujesz, płacisz
Sławomir S., pozwany w tej precedensowej sprawie, zażądał od inwestora początkowo 700 tys. zł m.in. za naruszenie ciszy w związku z hałasem na budowie. W ugodzie przystał na 135 tys. zł. Deweloper zastrzegł w umowie, że nie uznaje żadnych roszczeń Sławomira S., a ten zobowiązał się, że nie złoży odwołania od decyzji o pozwoleniu na budowę do II instancji.
Deweloper zaskarżył jednak umowę do sądu, żądając zwrotu pieniędzy jako nienależnego świadczenia.
Sąd Okręgowy uznał, że ugoda była niezgodna z prawem, a zatem nieważna. Nie dotyczyła bowiem żadnych konkretnych roszczeń, w tym także ustępstw. Pozwany nie wykazał też żadnych naruszeń prawa w trakcie budowy. SO nie zasądził jednak zwrotu pieniędzy, wskazując, że nie zasługuje na ochronę zachowanie dewelopera idącego na skróty w procedurze budowlanej, co też narusza dobre obyczaje. Po prostu padł on ofiarą swojego pośpiechu.