Serwis Tabelaofert.pl przeanalizował raporty spółek deweloperskich notowanych na giełdzie. Czy firmy rzeczywiście mają zasoby gruntów, które pozwolą im budować mieszkania przez długie lata? A takie informacje często się pojawiają. - Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej złożona – podkreślają analitycy portalu.
Czytaj więcej
Ceny działek budowlanych w dobrych lokalizacjach mocno wzrosły. Klienci poszukują najczęściej sto...
Długie lata na kompletowanie pozwoleń
– Po pierwsze, w bankach ziemi firm deweloperskich jest wiele gruntów, na których nie można od razu rozpocząć inwestycji mieszkaniowych. To często grunty bez pozwoleń na budowę, czasem nawet bez warunków zabudowy – wyjaśnia Robert Chojnacki, założyciel portalu Tabelaofert.pl, który analizuje rynek nieruchomości od ponad 20 lat. - Od zakupu działki do momentu wbicia przysłowiowej łopaty może minąć nawet kilka lat – podkreśla.
Jak dodaje, sam proces uzyskiwania decyzji o warunkach zabudowy (tzw. wuzetki) trwa w Polsce średnio od dwóch do trzech lat. - Poprzedza go uzyskanie decyzji środowiskowej, co zajmuje co najmniej rok. Kolejne 1,5 – 2,5 roku to przygotowanie projektu i pozyskanie pozwolenia na budowę – wskazuje Robert Chojnacki. – Jeśli więc ktoś widzi w sprawozdaniu firmy, że ma bank ziemi na pięć lat, to powinien zapytać: „Na ilu z tych działek można rozpocząć budowę już teraz?” W większości przypadków otrzyma odpowiedź: „ na niewielu” – akcentuje Chojnacki.
Co to jest bank ziemi. Działki kontrolowane, ale nie własne
Skąd więc informacje, że dany deweloper ma grunty na np. dziesięcioletnią produkcję mieszkań? – Problem polega na tym, że w raportach giełdowych czy wypowiedziach publicznych często operuje się pojęciem banku ziemi bez podania, co się właściwie pod nim kryje – wyjaśnia Robert Chojnacki. - Nie ma jednej metody raportowania. Niektóre firmy dla podbicia efektu wśród swoich akcjonariuszy, do banku ziemi zaliczają grunty, które mają np. tylko zarezerwowane, co utrudnia ustalenie, jakie są realia rynkowe.