Mając 300 tys. zł do wydania, zaczęłam poszukiwać na rynku wtórnym mieszkania niedaleko od centrum, sprzedawanego bezpośrednio. Chcę sprawdzić, na jakie obniżki można liczyć, targując się z samymi właścicielami. Okazuje się, że o rabat wcale nie jest trudno, a sprzedający sprawiali wrażenie, jakby specjalnie zawyżali ceny, na wypadek negocjacji.
[srodtytul]Z 330 do 300 tys. zł[/srodtytul]
Moją uwagę przykuło mieszkanie w okolicach Jana Pawła II i Solidarności. „Cisza i spokój w sercu stolicy” – reklamuje sprzedający. Blok z lat 50., z cegły – brzmi nieźle. Za jednopokojowe lokum o powierzchni 30 mkw. na wysokim parterze właściciel chce 330 tys. zł. Wychodzi więc drogo, bo 11 tys. zł za mkw. Ale to cena wywoławcza... Dzwonimy więc do właściciela.
– Lokal jest po remoncie, pomieszczenia wysokie, prawie w kwadracie, przez co mieszkanie jest ładne i wydaje się większe – zachwala sprzedająca.
Zaczynamy narzekać na fakt, że jest to parter, na oknach są kraty... – Ile jest pani gotowa opuścić? – pytam wprost właścicielkę. Rozmówczyni od razu godzi się na cenę 315 tys. zł. – Mam 300 gotówką, czy taka cena wchodzi w rachubę? – nie ustępuję.