Musi być umowa, by była rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych
I to właśnie informacje z ksiąg spowodowały, że Amerykanin Raju S. Mirchandani zakupił budynek w 2012 r. W wyremontowanej przez niego kamienicy podwoje otworzył ekskluzywny lokal.
W 2014 r. miasto stołeczne Warszawa przypomniało sobie jednak o umowie zawartej przed 44 laty. W pozwie władze stolicy domagały się stwierdzenia, że prawo użytkowania wygasło w 2010 r. Sąd pierwszej instancji uznał te racje. W II instancji sąd okręgowy oddalił powództwo. Warszawa zdecydowała się jednak złożyć skargę kasacyjną, m.in. z argumentacją, że zawarta w 2012 r. umowa sprzedaży prawa użytkowania, które w dacie zawarcia umowy nie istniało, była nieważna.
– Miasto argumentowało, że inwestor będący cudzoziemcem mógł i powinien dokładniej zweryfikować stan prawny nieruchomości lub skorzystać z pomocy kancelarii prawnej, a zaniechawszy tych czynności, pozbawił się ochrony z przepisów art. 5 i 6 ustawy o księgach wieczystych – relacjonuje radca prawny Mariusz Kowolik, partner w kancelarii Sadkowski i Wspólnicy, który reprezentował w sądzie nabywcę kamienicy.
Zgodnie z tym przepisem rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych nie chroni nabywcy działającego w złej wierze, a w złej wierze jest ten, kto wie, że treść księgi jest niezgodna z rzeczywistym stanem prawnym, albo ten, kto z łatwością mógł się o tym dowiedzieć.
Do Sądu Najwyższego ta argumentacja jednak nie przemówiła. W ustnych motywach SN wskazał, że nabywca działający w zaufaniu do treści k.w. nabył skutecznie prawo użytkowania, a „łatwość" dowiedzenia się o niezgodności wpisów nie może oznaczać wymogu prowadzenia przez nabywcę szczególnego dochodzenia, tym bardziej że Mirchandani nie był profesjonalistą na rynku nieruchomości.