Każdy zdrowy mężczyzna za zgodą pierwszej żony miał obowiązek, w miarę możliwości finansowych, przyjąć pod swój dach kolejne kobiety. Ale wieczory spędzał tylko z jedną z nich. Dla każdej był zarezerwowany inny dzień tygodnia lub miesiąca.
W ten sposób jeszcze 120 lat temu wyglądało życie członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, mormonów. Jego założyciel i przywódca Joseph Smith Junior miał ponoć ożenić się z 33 kobietami. Kilka z nich było jeszcze niepełnoletnich.
W 1890 roku Kościół mormonów oficjalnie wycofał się z praktykowania wielożeństwa. Stało się to niedługo po tym, jak amerykański Kongres uznał poligamię za nielegalną.
Dzisiejsi naukowcy zajęli się badaniem wygasłej tradycji tej społeczności i doszli do ciekawych wniosków. Ustalili, że o ile poligamiczni mężczyźni mieli liczne potomstwo, o tyle praktyka posiadania kilku żon (a więc wielu partnerek seksualnych) przynosiła odwrotny efekt u kobiet. Wraz z powiększeniem się rodziny o kolejną żonę topniała liczba dzieci przypadająca na jedną połowicę.
– Innymi słowy im więcej żon posiada mężczyzna, tym każda z osobna ma z nim mniej potomstwa – tłumaczy prof. Michael Wade, biolog z Uniwersytetu Indiana w Bloomington, autor badań. – Oznacza to, że z ewolucyjnego punktu widzenia poligamia służy mężczyznom, mniej sprzyja kobietom.