Obok putinowskiego dyrygenta Walerego Giergiewa to z nią właśnie najważniejsze instytucje muzyczne i operowe natychmiast zerwały kontakty po wybuchu wojny. Od Anny Netrebko, uważanej za szczególną ambasadorkę polityki kulturalnej Kremla, oczekiwano zajęcia wyraźnego stanowiska w sprawie agresji i polityki Putina. Rosyjska supergwiazda przez wiele tygodni unikała jednak jednoznacznych deklaracji.
Kiedy wreszcie potępiła toczącą się wojnę, rosyjskie teatry z kolei odwołały wszystkie zaplanowane jej występy. Anna Netrebko pozostała więc na zachodzie Europy (ma zresztą od dawna także obywatelstwo austriackie) i tu postanowiła znów śpiewać.
Zamysł ten udaje się jej realizować z różnym skutkiem. Najszybciej życzliwość dla niej okazała Francja, po niej zaś natomiast Włochy. Znacznie trudniej Netrebko jest wrócić na scenę w Niemczech, gdzie toczy się dyskusja, czy odwołać zaplanowany na początek września jej koncert w Stuttgarcie.
Nie ma też dla Rosjanki żadnej propozycji nowojorska Metropolitan, choć to teatr, który od lat odgrywa szczególną rolę w jej karierze.
Dla Netrebko, która w operowym świecie próbuje odzyskać zajmowaną pozycję, bardzo ważny tego lata jest jeden z najsłynniejszych, szczycący się ponadstuletnią tradycją, festiwal Arena di Verona. Miała tu zaplanowany udział w dwóch inscenizacjach – w „Aidzie” Verdiego oraz nieco później – w sierpniu – w „Turandot” Pucciniego. Jednak już pierwszy jej spektakl wzbudził ogromne emocje, choć nie te, jakich spodziewała się artystka.