Mundial w Katarze. Wszystko, wszędzie i już dziś

Katarczycy wymyślili sobie na finał mundialu nowy, wspaniały świat, ale futurystyczne Lusail wciąż jest w budowie.

Publikacja: 15.12.2022 03:00

W Lusail mieszkać ma kiedyś pół miliona ludzi, ale na razie błyszczy w słońcu głównie 88-tysięczny s

W Lusail mieszkać ma kiedyś pół miliona ludzi, ale na razie błyszczy w słońcu głównie 88-tysięczny stadion

Foto: Christopher Pike/Bloomberg

Emir wymarzył sobie nad Zatoką Perską zachodnią stolicę, ale w wersji poprawionej – nowszą, piękniejszą, jeszcze bardziej smart i jeszcze bardziej eko. Katarczycy jej budowę zaczęli od góry: niebo drapią już wieżowce, błyszczy w słońcu 88-tysięczny stadion, ale to wciąż fasada, bo w tle widać nie tylko błękit wody, ale także pokryte żwirem place i zakurzone dźwigi.

Gospodarze miasto na finał wyszykowali tak samo, jak drużynę na mecz otwarcia – nabyli know-how, zaszczepili na pustyni obce wzorce i opakowali cukierek w pełną rozmachu wizję i prawie zdążyli na czas. Można na Lusail popatrzeć, ale zamieszkać tam trudno.

Cena ma znaczenie

Apartamentowce to wciąż jedynie szkielety. Tramwaj na ostatniej czynnej stacji wypluwa nas na środek pustego placu. Nitki ulic rysują się w oddali. Błyszczą też trzy biurowce, choć jest wieczór i słońce już zaszło. Może to oznaka westernizacji i Katarczycy chcą jedynie numerować przecznice, bo tutejsze ulice nie mają nazw.

Drogą 136 docieramy do zamkniętej na czas mundialu wielopasmowej drogi. Mijamy czekające kibiców meleksy i ruszamy środkiem jezdni. Jest też zapowiedź zieleni – Crescent Park, na razie opustoszały, choć polecają go przewodniki - i pierwsze niskie, zamieszkane już bloki.

Twórcy miasta wymarzyli sobie, że w 19 dzielnicach Lusail zamieszka pół miliona ludzi: połowa to będą rezydenci, których uzupełnią pracownicy biurowi oraz fizyczni, choć nie wiadomo, skąd ich wziąć.

Imigrantów z krajów trzeciego świata na taki społeczny awans nie stać. Trudno oczekiwać też, aby na tutejsze mieszkania rzucili się Katarczycy – oni raczej przywykli do większych przestrzeni w prywatnych domach.

Dwupokojowe i trzypokojowe apartamenty z łazienką oraz aneksem kuchennym w tej pustynnej enklawie Zachodu to raczej oferta dla białych kołnierzyków z Ameryki i Europy: informatyków, inżynierów, biznesmenów. Tych ekspatów jest w Dausze ponad 200 tysięcy.

Lusail – obok laguny West Bay czy prywatnej wyspy The Pearl – należy do kilku ściśle określonych lokalizacji, gdzie imigranci mogą kupić nieruchomość na własność. Kiedyś było to niemożliwe. Nowe prawo, wprowadzone w 2020 roku, pozwala obcokrajowcom na zakup katarskiej ziemi lub 99-letnią dzierżawę.

Cena ma znaczenie. Kupując nieruchomość za minimum 730 tysięcy riali, imigrant nabywa także prawo tymczasowej rezydencji. Stała jest droższa. Trzeba wydać 3,6 miliona riali, ale w pakiecie jest także darmowy dostęp do opieki zdrowotnej oraz szkolnictwa, także dla rodziny.

Nabycie obywatelstwa to już wyzwanie z wyższej półki, Katarczycy dystrybuują ten przywilej oszczędnie. Chętny musi m.in. mieszkać nad Zatoką Perską od 25 lat, mieć czystą kartotekę policyjną, nieposzlakowaną opinię oraz mówić po arabsku. Lokalne prawo dopuszcza jedynie 50 takich naturalizacji rocznie.

Możemy więc zakładać, że Lusail zaludnią raczej imigranci, a nie rodowici Katarczycy. Obywatele emiratu mogą odwiedzać nowy wspaniały świat na chwilę, żeby skosztować opium konsumpcjonizmu.

Nerwowy tik

Jeśli to miasto ze snów futurysty miało jednego reżysera, to z pewnością należał on do twórców rozkochanych w cytowaniu ponad miarę dzieł cudzych, u których mruganie okiem do widza i flirtowanie z jego nostalgią zamienia się wraz z rozwojem fabuły w nerwowy tik.

Niepokój czujemy już, wkraczając do mariny, gdzie majaczący w tle hotel z dwiema wieżami na kształt rogów przypomina oko Saurona z ekranizacji tolkienowskiego „Władcy Pierścieni”, ale może to jedynie ułomność naszego spojrzenia nadmiernie wyczulonego na ślady popkultury.

Kilkaset metrów na północny wschód te wątpliwości już znikają. Plac Vendome nie jest jeszcze ukończony – kolumny z pomnikiem Napoleona trudno się spodziewać – a spacerowiczów od terenu budowy oddzielają płoty wystrojone w wizualizacje, ale część komercyjna skrzy się już blichtrem i wszechobecną barwą złota, niebędącą bynajmniej emanacją tęsknoty za piaskami pustyni.

Sklepy marek premium sąsiadują z pustymi szczękami, strefa z aktywnościami piłkarskimi pozostaje nieczynna, w części restauracyjnej więcej punktów jest zamkniętych niż otwartych, a liczba ciemnoskórych pracowników ochrony w niektórych miejscach dorównuje liczbie klientów.

Część handlowa tworzy okrąg, wszyscy tłoczą się w jego centrum. Mijając rozsuwane drzwi, wkraczamy do przestrzeni stylizowanej na szykowny Paryż, gdzie w dodatku możesz ruszyć w króciutki rejs po rozlanym na środku placu kanale, zobaczyć świetlny pokaz „Tańczących fontann” i zjeść posiłek dostarczony przez kelnera w zapiętym pod szyję fraku.

Niebawem portfolio Lusail uzupełnią: dzielnica stylizowana na Beverly Hills, park wodny i wesołe miasteczko, a już dziś na położonej nieopodal sztucznej wyspie Pearl Katarczycy zaimprowizowali sobie kopię Wenecji, a niektórzy odnajdują tu także ślady nadmorskiego Rimini.

Kraj gospodarzy mundialu, zgodnie z przewidywaniami klimatologów, przez wzrost temperatury już za pół stulecia ma stać się miejscem niemożliwym do życia. Katarczycy jednak, zamiast imigrować, wolą importować ikoniczne miejsca Zachodu, a i globalne ocieplenie im niestraszne, skoro marząc o igrzyskach olimpijskich, obiecują nawet klimatyzowaną trasę maratonu.

Lusail ma być jednak eko i smart, czerpać energię z odnawialnych źródeł, oferować nawet ścieżki rowerowe – choć rower to środek transportu wciąż w Katarze niemal nieistniejący.

Twórcy Lusail chwalą się, że dzięki nowoczesnym rozwiązaniom ograniczą emisję dwutlenku węgla do atmosfery o 65 milionów ton rocznie, a większość odpadów zostanie przetransportowana pneumatycznym systemem rur i poddana recyklingowi. Śmieciarek i kontenerów na śmieci tu nie zobaczymy.

Rekin nad głową

Sercem Lusail jest zaczynający się nadmorską promenadą i czterema wieżami Al Sa’ad Plaza 1,3-kilometrowy deptak. Podobno ma imitować Pola Elizejskie. Otaczają go sklepy marki premium, ale pasaże to wciąż półprodukt – wyższe piętra budynków stoją jeszcze puste.

Kibiców wita La’eeb, czyli maskotka mundialu, która – jak zapewniają gospodarze – „jest nie do opisania i każdy może sam zinterpretować, jak właściwie wygląda”. To chyba także definicja Lusail. Katarczycy nie katapultują nas wcale w przyszłość, tylko oferują skrajnie podrasowaną teraźniejszość: wszystko, wszędzie i już dziś.

Przechadzamy się po miasteczku filmowym. Po lewej wieżowce, po prawej szkielety budynków, a nad głową zawieszony między drapaczami chmur 30-metrowy rekin Al Nehem, mający symbolizować dbałość Katarczyków o środowisko.

Ekskluzywne sklepy sąsiadują z barami szybkiej obsługi, są salony z automatami do gier, budki z jedzeniem, elektryczne dorożki, a na wodach zatoki – za nieuniknionym napisem „Kocham Katar” – zakotwiczyły strzelające w niebo lasery oraz przerośnięte imitacje łódek z papieru. Obrazy bombardują nas z taką mocą, że nie ma czasu do namysłu nad sensem ich istnienia.

Wystarczy podnieść głowę, żeby z trójwymiarowych ekranów zaatakował nas ryczący lew, a Leo Messi i Neymar przystąpili do rozbijania piłką sąsiadujących budynków. Spacerujemy po ulicach gry komputerowej, gdzie – jak czytamy – wszystko ma być „nowe”, „cudowne” i „olśniewające”.

To miasto jest jak mundial. Ma zachwycić i wprawić w osłupienie, ale powstało w trybie przyspieszonym, jako zlepek różnych światów, złożony z wymieszanych klocków Lego. Czasem można odnieść wrażenie, że projektanci popędzali się wzajemnie, krzycząc: „Spieszmy się, zanim zrozumiemy, że to nie ma sensu”.

Koszt wzniesienia Lusail szacuje się na kilkadziesiąt miliardów euro. To miejsce najlepiej oddaje sens mundialowego hasła: „All is now”. Teraz jest tu wszystko. A w niedzielę będzie finał mistrzostw świata.

Emir wymarzył sobie nad Zatoką Perską zachodnią stolicę, ale w wersji poprawionej – nowszą, piękniejszą, jeszcze bardziej smart i jeszcze bardziej eko. Katarczycy jej budowę zaczęli od góry: niebo drapią już wieżowce, błyszczy w słońcu 88-tysięczny stadion, ale to wciąż fasada, bo w tle widać nie tylko błękit wody, ale także pokryte żwirem place i zakurzone dźwigi.

Gospodarze miasto na finał wyszykowali tak samo, jak drużynę na mecz otwarcia – nabyli know-how, zaszczepili na pustyni obce wzorce i opakowali cukierek w pełną rozmachu wizję i prawie zdążyli na czas. Można na Lusail popatrzeć, ale zamieszkać tam trudno.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Mundial 2022
Influencer świętował na murawie po zwycięstwie Argentyny. FIFA prowadzi dochodzenie
Mundial 2022
Messi wskrzesza przeszłość. Przed Argentyną otwiera się szansa na lepsze jutro
Mundial 2022
Hubert Kostka: Idźmy argentyńską drogą
Mundial 2022
Szymon Marciniak: Z dżungli na salony
Mundial 2022
Stefan Szczepłek o finale mundialu: Tylko w piłce takie rzeczy
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił