Emir wymarzył sobie nad Zatoką Perską zachodnią stolicę, ale w wersji poprawionej – nowszą, piękniejszą, jeszcze bardziej smart i jeszcze bardziej eko. Katarczycy jej budowę zaczęli od góry: niebo drapią już wieżowce, błyszczy w słońcu 88-tysięczny stadion, ale to wciąż fasada, bo w tle widać nie tylko błękit wody, ale także pokryte żwirem place i zakurzone dźwigi.
Gospodarze miasto na finał wyszykowali tak samo, jak drużynę na mecz otwarcia – nabyli know-how, zaszczepili na pustyni obce wzorce i opakowali cukierek w pełną rozmachu wizję i prawie zdążyli na czas. Można na Lusail popatrzeć, ale zamieszkać tam trudno.
Cena ma znaczenie
Apartamentowce to wciąż jedynie szkielety. Tramwaj na ostatniej czynnej stacji wypluwa nas na środek pustego placu. Nitki ulic rysują się w oddali. Błyszczą też trzy biurowce, choć jest wieczór i słońce już zaszło. Może to oznaka westernizacji i Katarczycy chcą jedynie numerować przecznice, bo tutejsze ulice nie mają nazw.
Drogą 136 docieramy do zamkniętej na czas mundialu wielopasmowej drogi. Mijamy czekające kibiców meleksy i ruszamy środkiem jezdni. Jest też zapowiedź zieleni – Crescent Park, na razie opustoszały, choć polecają go przewodniki - i pierwsze niskie, zamieszkane już bloki.
Twórcy miasta wymarzyli sobie, że w 19 dzielnicach Lusail zamieszka pół miliona ludzi: połowa to będą rezydenci, których uzupełnią pracownicy biurowi oraz fizyczni, choć nie wiadomo, skąd ich wziąć.