Korespondencja z Kataru
Robert Lewandowski być może ostatni raz staje przed szansą na mundialowy sukces. Impreza w Katarze to dla napastnika Barcelony okazja, żeby definitywnie rozstrzygnąć dyskusję o wielkości w polskiej piłce. Porównywanie Lewandowskiego ze Zbigniewem Bońkiem i Kazimierzem Deyną przypomina rozprawy o wyższości Diego Maradony nad Leo Messim, gdzie jedna ze stron za argument rozstrzygający uznaje listę sukcesów z reprezentacją kraju.
Lewandowski dorobek ma na tym polu mizerny, prawie żaden. Ćwierćfinał Euro 2016 to wciąż sukces drugiej kategorii, bo historię piłki piszą mundiale. Lewandowski trzy ze 134 meczów w kadrze zagrał na mistrzostwach świata. Nie miał gola ani asysty, na boisku wyróżniał się tylko opaską kapitana drużyny.
Czytaj więcej
Nasz dzisiejszy rywal ma swoje problemy, ale to zespół bardzo doświadczony i potrafiący grać w turniejach. Nie zwykł przegrywać pierwszego meczu na mundialu.
Ma już 34 lata i choć tej jesieni zdawał się przeżywać w Barcelonie drugą młodość, to pytanie o przyszłość także paść musiało. – Nie wiem, czy to będzie mój ostatni mundial. Przygotowuję się do niego tak, jakby miał być ostatni, choć zdaję sobie sprawę, że za cztery lata będę mógł jeszcze grać – mówi Lewandowski.
Na dobre przy stole
Kapitan jest twarzą pokolenia „Chcę więcej”, które pracowało z Waldemarem Fornalikiem, Adamem Nawałką, Jerzym Brzęczkiem oraz Paulo Sousą, i nie zna reprezentacyjnego życia bez wielkiego turnieju. Polacy po Euro 2012 przegrali tylko jedne kwalifikacje, te do mundialu w Brazylii. Drużynę przejął później Nawałka, a Polacy na dobre przysiedli się do stołu.
Dziś ostatni przedstawiciele tamtej drużyny gasną. Wojciech Szczęsny zapowiedział już, że to jego ostatni mundial, trudno za cztery lata wyobrazić sobie w drużynie narodowej Kamila Grosickiego, a Kamil Glik i Grzegorz Krychowiak już w ubiegłym roku podczas Euro 2020 mogli odtańczyć swój ostatni taniec, ale wciąż nie znaleźliśmy w kraju lepszych.
Lewandowski jest na wielkim turnieju po raz piąty, podobnie jak Szczęsny. Glik, Krychowiak i Grosicki zaczynają czwartą taką przygodę. Wszyscy spróbują wymazać z pamięci koszmar starcia z Senegalem, na poprzednim mundialu, a może w ogóle wyleczyć kompleks meczu otwarcia, bo Polacy wygrali tylko raz – w 1974 r.
Zwycięstwo jest niezbędne, porażka nie wchodzi w grę. Meksyk to kandydat do drugiego miejsca w grupie – Argentyna wydaje się poza zasięgiem – choć nie brakuje głosów, że nie doceniamy Saudyjczyków, którzy podczas sparingów rzadko tracili bramki, a niedawno potrafili pokonać Islandczyków.
– Czuję odpowiedzialność przed narodem, ale śpię dobrze. Wierzę w drużynę oraz mój sztab – uspokaja trener Czesław Michniewicz. Jego reprezentacja jest zespołem hybrydowym, rozpiętym między postulowaną przez kapitana odwagą a ostrożnością selekcjonera. Najważniejsze, aby w Katarze przestała być rozchwiana, jak przez kilka ostatnich miesięcy, tylko starannie dążyła do celu.
Trzeba ukryć wady
Trudno oczywiście o stabilizację oraz rozwój długofalowego planu, gdy Polaków od poprzedniego mundialu prowadzi już trzeci trener – to ewenement na europejską skalę.
Ostrożnego, trzymającego drużynę za podwójną gardą Jerzego Brzęczka zastąpił wymagający gry aktywnej Paolo Sousa, a teraz kadrę prowadzi Michniewicz, który początkowo siedział okrakiem na barykadzie, rozdarty między przyrodzonym pragmatyzmem a marzeniami Lewandowskiego, przez co na eksperymenty zmarnowaliśmy Ligę Narodów.
Dziś kadrowicze mówią jednym głosem: wynik może być lepszy niż gra, cel uświęca środki. Michniewicz zabrał na mundial grupę zgraną i zdeterminowaną. Aż 11 spośród powołanych latem zmieniało kluby w poszukiwaniu regularnej gry, choć ostatecznie powołania dostali także ludzie przyspawani w klubach do rezerwowych.
Polska to z jednej strony zespół bogaty umiejętnościami i doświadczeniem gwiazd Barcelony, Juventusu oraz Napoli, a z drugiej podatny na zranienie przez gasnącego na międzynarodowym poziomie stopera z Serie B oraz środkowego pomocnika z ligi saudyjskiej.
Niektórzy nadzieje na sukces opierają na wierze, że poświęceniem można jeszcze w dzisiejszym futbolu nadrobić braki. Michniewicz musi znaleźć sposób, jak ukryć wady drużyny. – Nie robimy niczego na siłę. Trenujemy, po meczu z Chile maksymalnie wykorzystaliśmy nasz czas – podkreśla selekcjoner.
Piłkarze na mundial wpadli w biegu. To oznacza, że selekcjonerzy jeszcze bardziej musieli być selekcjonerami, a nie trenerami, bo przerwa dzieląca obowiązki klubowe oraz reprezentacyjne była tak krótka, że dyspozycję trudno odbudować, a tej wysokiej raczej się nie straci.
– Wiem, w jakim ustawieniu i składzie zagramy. Obserwujecie kadrę. Wiecie, co się w niej zmieniło, jak graliśmy parę miesięcy temu oraz kto dziś gra, a kto nie gra w klubie. Ustawienie, w jakim wyjdziemy na boisko, będzie odzwierciedleniem tego stanu – oznajmił Michniewicz przed meczem z Meksykiem i zaznaczył, że piłkarze poznają skład w poniedziałek wieczorem.
Niech prowadzi ich muzyka
Selekcjoner już wcześniej zapowiadał, że podczas treningów w Katarze Polacy skupią się przede wszystkim na stałych fragmentach gry – jak dotąd za jego kadencji jedynego gola zdobyli tą drogą przeciwko Chilijczykom. Zagrania ze stojącej piłki w XXI wieku przyniosły nam sześć z siedmiu polskich goli na mundialach.
– Stworzyliśmy zespół, który ma fundamenty, żeby osiągnąć coś dużego – przekonuje Bereszyński. – Stać nas na wyjście z grupy – nie ma wątpliwości Michniewicz, a Szczęsny dodaje: – To mój ostatni mundial i paru chłopaków z drużyny też. Mam nadzieję, że w pierwszym meczu złapiemy dobry rytm, a później poprowadzi nas muzyka.
We wtorek grają
Grupa C
∑ Argentyna – Arabia Saudyjska (11.00, TVP 2, TVP Sport)
∑ Meksyk – Polska
(17.00, TVP 1, TVP Sport)
Grupa D
∑ Dania – Tunezja (14.00, TVP 1)
∑ Francja – Australia
(20.00, TVP 1, TVP Sport)