Polscy przedsiębiorcy i instytucje dopiero skończyli zmagania z wdrażaniem rozporządzania o ochronie danych osobowych, a już czeka ich kolejne wyzwanie. Na szczęście mniej problematyczne. Ma ono związek z „przemeblowaniem" w najpopularniejszej w Polsce przeglądarce.
Chodzi o Google Chrome, która według najnowszych danych ma ponad 61 proc. polskiego rynku. W ciągu sześciu lat jej udział wzrósł ponad dwukrotnie. Google zdecydowało, że od lipca strony niezabezpieczone specjalistycznym certyfikatem SSL będą oznaczane jako niebezpieczne.
Rośnie popyt
Ta, wydawać by się mogło, stricte techniczna zmiana, będzie mieć daleko idące konsekwencje. Komunikat o tym, że strona może być niebezpieczna przekłada się na spadek jej odwiedzalności. Na przykład w branży e-commerce ma to bezpośredni wpływ na spadek sprzedaży. Potencjalny klient nie będzie ryzykował i widząc taki komunikat, skorzysta z oferty konkurencji. A tej nie brakuje: sklepów internetowych systematycznie przybywa, a wartość całego rynku e-commerce za dwa lata może przekroczyć 60 mld zł.
Nic więc dziwnego, że mocno rośnie popyt na certyfikaty. Firmy spodziewają się spiętrzenia sprzedaży w lipcu, kiedy będzie upływał termin dostosowania do nowej polityki Google'a. Do tej pory bezpieczna strona kojarzona była raczej z bankami, urzędami czy systemami płatności online. Nowy standard bezpieczeństwa wprowadzony przez Chrome był jednak tylko kwestią czasu. Google już od kilku lat prowadził akcje promujące korzystanie z certyfikatów.