Rosyjski resort kultury i Fundusz Rosyjskiej Kinematografii na polecenie rządu opracowały mechanizm wsparcia rodzimych produkcji zagranicznymi pieniędzmi. Pomysł został podpatrzony w krajach, w których od dawna się sprawdza, m.in. we Francji i Izraelu.
Zachodnie wytwórnie oddadzą Kremlowi część zysków ze sprzedaży praw do rozpowszechniania, dystrybucji i kopiowania swoich produkcji w Rosji. Jak dowiedziały się „Wiedomosti", jeżeli będzie to tyle, ile we Francji, czyli 11 proc. od wartości każdego biletu, to roczne wpływy wyniosą 100 mln dol. To poziom tegorocznych wydatków państwowego Funduszu Rosyjskiej Kinematografii.
Dla porównania, fundusz francuski ma roczny budżet blisko 550 mln euro. Wspiera on jednak nie tylko produkcję filmową, ale i telewizyjną.
W Rosji pieniądze mają być skierowane na wsparcie najwartościowszych produkcji. Spada bowiem udział rosyjskiego kina w rynku. Według danych „Biuletynu dystrybutora" za ostatnie trzy lata zmniejszył się z 26,2 do 15,3 proc. W ubiegłym roku widzowie z Rosji i Wspólnoty Niepodległych Państw wydali na bilety na wszystkie wyświetlane filmy 32 mld rubli (1,1 mld dol.).
Rosyjscy dystrybutorzy na razie odmawiają komentowania nowego pomysłu. W lutym poskarżyli się Władimirowi Putinowi na zbyt wysokie opłaty za prawa autorskie. Argumentowali, że co roku sieci kin płacą autorom muzyki do filmów miliony rubli, z których lwia część dostaje się zagranicznym kompozytorom. Poziom opłat jest tak duży, że wystarczyłby na zakup nowoczesnej aparatury projekcyjnej do 200 sal kinowych rocznie.