Dzisiaj wszystko jest szybkie. Informacji dziennie jest tyle, że możemy jedynie prześlizgiwać się po ich nagłówkach. Nie ma czasu na czytanie ze zrozumieniem, nowe dane są traktowane bez stosownego zastanowienia, bo nie ma to wolnej chwili. Liczy się wirtualność, obecność w social media i to, ile lajków zbierze nasz kolejny post.
Ja, ja, ja
Może na nim być nasz pies, jajecznica, którą mieliśmy na śniadanie albo komentarz, że „jaramy" się nowym utworem. Możemy też ogłosić wszem i wobec, że „też jesteśmy za bojkotem Reserved" i całej odzieżowej firmy LPP. Efektem tej niedawnej akcji był... 30 proc. wzrost sprzedaży całej sieci. Inny przykład – gdy tworzy się na Facebooku wydarzenie, błyskawicznie rośnie liczba polubień i deklaracji, że tyle a tyle osób przyjdzie. Kończy się na tym, że rzeczywiście przychodzi około jeden procent tych osób.
Przez Facebooka dziecinniejemy
Według badań naukowych Facebook i społecznościowy świat sprawiają, że dziecinniejemy, nie możemy się skoncentrować oraz tracimy szare komórki. Neurobiolog z Oxford University, Susan Greenfield przeprowadziła badania, które wykazały, że użytkownicy Facebooka i Twittera żyją po to, by dodawać nowe posty. Im dłużej korzystają z social media, tym bardziej dziecinnieją. Dodawanie kolejnych infantylnych postów jest tym samym mechanizmem, z którego korzysta dziecko, by zwrócić na siebie uwagę. W sieci każdy może być mini celebrytą, samozwańczym ekspertem i wyrocznią dla sporego grona znajomych. Liczy się to, co pomyślą o nas inni, a nie to, co jest dla nas samych ważne. Zanika zdolność do autorefleksji.
Głupiejemy
Do kompletu tych szokujących, ale jakże trafnych spostrzeżeń naukowcy dorzucają kolejne. Obcowanie z ekranem komputera powoduje, że podczas rozmów siecioholicy nie są w stanie poprawnie odczytywać gestów i mowy ciała. Mają problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Tracą także szare komórki – to odkrycie pochodzi od chińskiego zespołu naukowców. Dochodzi do takich absurdów jak historia prostej gry Flappy Bird, która szturmem podbiła 110 krajów i równie błyskawicznie została usunięta przez swojego twórcę, Donga Nguyena. Wietnamski programista stworzył aplikację o grafice rodem z lat 90. XX wieku. Podobno zrobił to dla zabawy, ale gierka spodobała się ludziom i momentalnie wybuchł na nią szał. Jej celem było bezpieczne przeprowadzenie małego ptaszka poprzez labirynt przeszkód. Im więcej klikało się w ekran, tym wyżej ptaszek leciał, przestawaliśmy klikać, spadał. Gra nie wymagała żadnego myślenia, ale była bardzo trudna. Użytkownicy szybko zaczęli się denerwować, że nie potrafią zdobyć więcej punktów i zaczęli przelewać swoje frustracje na Nguyena. Doszło do tego, że pod adresem Wietnamczyka wysyłano obraźliwe posty życząc mu śmierci. Po kilkunastu godzinach takiego społecznościowego linczu Nguyen powiedział, że ma dosyć i usunął grę ze sklepów z aplikacjami. To ekstremalny przypadek zachowania internautów, ale sprawa rozegrała się w ciągu kilku dni. Jej dramatyczny finał to zaledwie jeden weekend na początku lutego bieżącego roku. Social mediowy gniew wyszedł z ekranów smartfonów i przybrał niemalże namacalne kształty.
Smutniejemy
Naukowcy podsuwają kolejne badania. Według tych przeprowadzonych na studentach z Uniwersytetu Stanforda odkryto, że istnieje tendencja do przeceniania pozytywnych zdarzeń z życia naszych znajomych. Podobnie umniejsza się ich smutek w następstwie wydarzeń negatywnych. Gdy ten mechanizm przenosi się do wirtualnego świata, rodzi frustrację 2.0, wyższego stopnia. Musimy na FB dzielić się tym, co najlepsze, pokazywać swój jak najbardziej pozytywny wizerunek, a i tak głowa podpowiada, że znajomi mają o wiele lepiej. Koło się zamyka, a my myślimy nad tym, jakim zdjęciem czy postem podbić swój społecznościowy obraz. W social media rodzi się ogromny smutek.