eSport, czyli profesjonalne zmagania mistrzów gier komputerowych, przechodzi obecnie przez złoty okres. Temat już dawno przestał być niszową nowinką i choć dzisiaj trudno jeszcze zaliczyć do szeroko rozumianego „mainstreamu sportowego" to obserwując obecne trendy możemy powiedzieć, że jest to kierunek do którego zmierzamy. Sytuację idealnie obrazuje najnowszy raport IHS Technology. W opublikowanej analizie czytamy, że w 2013 r. fani gier spędzili łącznie 2,4 miliarda godzin (100 milionów dni lub 273 972,6 lat.) na oglądaniu zmagań najlepszych. Oznacza to, że w ujęciu rok do roku odnotowaliśmy skok o niemal 100 proc., gdyż w 2012 r. miłośnicy wirtualnej rozrywki spędzili przed monitorami zaledwie 1,3 miliarda godzin. Na to wszystko należy nałożyć prognozy, które prezentują się bardziej niż obiecująco. Analitycy IHS Technology szacują, że w bieżącym roku przedstawiona wartość przekroczy poziom 4 miliardów godzin, a w 2018 r. będziemy już mówić o 6,6 miliardach godzin.

Rosnąca popularność przyciągnęła sponsorów, a wraz z nimi coraz wyższe kontrakty reklamowe. Z analizy IHS Technology wynika, że w 2013 r. branża wygenerowała 32,8 mln dol. przychodów reklamowych. Do 2018 r. kwota ta powinna skoczyć do około 300 mln dol. Gros z tych pieniędzy popłynie na konta graczy, co dodatkowo spotęguje popularność eSportu.

Co powinniśmy zrobić, by część tych pieniędzy popłynęła do nas? Profesjonalnym graczem, w teorii, może zostać każdy. Do wyboru mamy sporo gier, ale jeśli celujemy w najwyższą półkę to pozostaje nam jedna z trzech opcji. Obecnie największą popularnością na scenie cieszy się produkcja Riot Games - League of Legends (LOL). Drugą pozycję na podium zajmuje Dota 2, wywodząca się ze stajni Valce. Trzecią najpopularniejszą marką współczesnego eSportu  jest stworzona przez Blizzard strategia StarCraft II.