Ilość reklam narzucanych nam przez stacje telewizyjne systematycznie w ostatnich latach rośnie. W 2007 roku telewizja publiczna wyemitowała 40 proc. więcej czasu reklamowego niż rok wcześniej. W tym roku największy przyrost emisji materiałów marketingowych odnotował Polsat.
Rynek jest nasycony. Jak nigdy wcześniej odczuwamy, jako widzowie telewizji, uciążliwości związane z reklamą. Bloki reklamowe spuchły do maksymalnych rozmiarów, a limity emisji reklam są praktycznie wyczerpane. Przeciętna przerwa reklamowa w czasie najwyższej oglądalności przekracza cierpliwość widzów, zawierając ponad 15 reklam, a limit 12 minut emitowanych reklam na godzinę został przez wszystkie stacje telewizyjne wyczerpany (oprócz TVP, której możliwości komercyjne ograniczone są przez ustawę zabraniającą dzielenia filmów blokami reklamowymi). Skąd wynika tak duże nasycenie rynku? Czy reklamodawcy muszą powtarzać te same spoty do znudzenia? Skąd bierze się uciążliwość reklam?
Odpowiedź na te pytania jest banalna – z niezweryfikowanego przekonania, że reklamę, żeby była skuteczna, należy powtarzać wielokrotnie. Przekonanie to nigdy nie zostało należycie empirycznie zbadane. Prawda jest taka, że przemysł reklamowy rokrocznie wydaje dziesiątki miliardów dolarów na reklamę w mediach, opierając się na czysto teoretycznych i, co ciekawe, wątpliwych założeniach. Śmiem twierdzić, że żadna chyba dziedzina biznesu nie inwestuje tak dużych sum, opierając się na tak miałkich przesłankach. Cierpimy na tym wszyscy. Reklamodawcy, bo wydają bajońskie sumy z wątpliwym skutkiem. Widzowie, bo w nieskończoność oglądają te same reklamówki.
Dzieje się tak dlatego, że przemysł reklamowy w latach 70., poszukując podstaw teoretycznych dla własnego rozwoju, znalazł je w teorii uczenia się. Teoria ta mówi ni mniej, ni więcej, iż podstawą przyswojenia wiedzy (zapamiętania i internalizacji) jest wielokrotne powtarzanie.
Psychologowie badający zagadnienia przyswajania wiedzy wielokrotnie przeprowadzali doświadczenia wskazujące na zależność między ilością powtórzeń a stopniem przyswojenia przekazywanych treści. Przemysł reklamowy przejął te twierdzenia i stworzył z nich teoretyczny fundament swojej działalności. Według tych twierdzeń w przekazywaniu komunikatów o produktach – podobnie jak w procesie uczenia się – kluczem do skuteczności jest wielokrotność ich powtarzania. To zaskakujące, jak bezrefleksyjnie przyjęto ten aksjomat. Bezrefleksyjnie, bo jak pokazują najnowsze badania, skuteczne wpływanie na wybory konsumenckie nijak się ma do teorii edukacji. Wydaje się, że ważniejsze są sygnały przyjmowane podprogowo, oddziałujące na nieświadomość, niż uczenie ludzi konkretnych treści. Najnowszy trend badań w tej dziedzinie – neuromarketing – próbuje ustalić obszary w mózgu, które są pobudzone przez konkretne elementy komunikatu. Co ważne, pobudzenie to kompletnie nie zależy od ilości powtórzeń, poza tym przebiega całkowicie nieświadomie. Nieświadomie nie tylko dla odbiorcy, ale także dla samego twórcy reklamy. Nie jest to oczywiste, że dany bodziec wywoła pożądaną reakcję. To wiedza, którą dopiero odkrywamy.