Wczoraj akcje portalu społecznościowego, który po rekordowej w branży internetowej publicznej ofercie akcji jest od piątku notowany na Nasdaq, taniały  drugi dzień z rzędu. Choć na Wall Street panowały dobre nastroje, walory portalu Marka Zuckerberga chwilami kosztowały już tylko 31 dol., niemal 9 proc. mniej niż na zamknięciu poniedziałkowej sesji i aż 18,4 proc. poniżej ceny emisyjnej.

Wśród inwestorów, którzy kupili akcje Facebooka w ofercie publicznej i ponieśli na tym straty, wiele kontrowersji budzi postępowanie banku Morgan Stanley, który był jej głównym gwarantem. Agencja Reutera podała, że kilka dni przed głośnym debiutem analityk branży internetowej Morgana Stanleya drastycznie obniżył prognozę tegorocznych przychodów portalu. Choć była to reakcja na ostrzeżenie samego Facebooka zawarte w aktualizacji prospektu emisyjnego, a analitycy z banków gwarantujących oferty publiczne są zobowiązani do niezależności od sprzedawców akcji, doniesienia Reutera ściągnęły na Morgana Stanleya falę krytyki.

Inwestorzy wskazują m.in., że bank był za zwiększeniem oferty akcji Facebooka i podniesieniem ich ceny emisyjnej, na co spółka zdecydowała się kilka dni przed debiutem. Na rynku odczytano to jako sygnał, że popyt na te papiery jest ogromny, co gwaranci oferty portalu potwierdzali. Cytowany przez agencję Bloomberga zarządzający funduszem powiedział, że z tego powodu złożył zapis na większą liczbę akcji Facebooka, niż planował, spodziewając się dużej redukcji zapisów. Stało się inaczej, a pozbywający się nadmiaru akcji inwestorzy doprowadzili do załamania notowań spółki.

Morgan Stanley i sam Facebook za rozczarowujący początek notowań spółki winą obarczają operatora giełdy Nasdaq. Jak sugerują, spowodowane jego technicznymi problemami półgodzinne opóźnienie piątkowego debiutu odbiło się na nastrojach inwestorów. Prezes Nasdaq-OMX zapewnił, że opóźnienie nie miało żadnego wpływu na notowania Facebooka po debiucie.