Facebook kupił pod koniec marca gadżet do wirtualnej rzeczywistości Oculus. Wydał na niego 2 mld dolarów. Alibaba, chiński odpowiednik Amazonu, nie mierzy w rzeczywistość wirtualną, ale tą jak najbardziej namacalną i za prawie 700 mln dolarów przejmuje 26 proc. udziałów w sieci sklepów Intime Retail. Kilka miesięcy wcześniej Chińczycy kupili za 1,13 mld dolarów nawigację AutoNavi, aplikację-komunikator Tango za 215 mln dolarów oraz firmę znaną ze sprzętu AGD Haier. Koszt tej ostatniej to 361 mln dolarów. Przy tym szerokim rozrzucie zakupów dołożyli jeszcze zupełnie nowy segment dla e-commerce'u – video i TV. Alibaba przejął studio ChinaVision za 804 mln dolarów.
Fuzje i przejęcia nie świadczą tylko o tym, że koncerny dysponują zbyt dużą ilością gotówki. Zmienia się model funkcjonowania mediów telewizyjnych podobnie jak zmieniają się media drukowane. Nowy format wymusza internet, w którym każda rzecz może być na żądanie, pod ręką, w odległości kilku kliknięć. Nie trzeba wracać do domu na konkretną porę, by zdążyć na serial. Dodatkowa porcja specjalnie dobranych dla nas wiadomości będzie wyłącznie na portalu danej stacji. Do tego cała gama blogerów, tematycznych serwisów i stron, których twórcy walczą o każdą parę oczu internauty więcej. Nowa rzeczywistość wyznacza także kierunek rozwoju telewizji, która w ostatnich latach była w kryzysie. Trudno jednoznacznie ocenić, czy przyszłość przyniesie model jedynie na żądanie, czy zachowa równowagę między dzisiejszymi kanałami a serwisami VOD, ale na pewno centrum medialne będzie w sieci.
Nowy kierunek - video
Video zaczyna być tajną bronią internetu. Dziennikarstwo ma się dzięki niemu odradzać, wyspecjalizowane serwisy jak Vice i Business Insider produkują coraz więcej filmików, często oddając pałeczkę swoim odbiorcom. Treści zawarte w ruchomych obrazkach stają się magnesem dla coraz większej grupy internautów. Duże koncerny widzą w nim potencjał i wiedzą, że inwestycje w video mogą się zwrócić z nawiązką. Amazon zaczyna eksperymentować z usługą video tylko dla swoich klientów – Prime Instant Video na YouTube'ie. Współpracuje także z firmą od reklam FreeWheel w zakresie wyświetlania swoich reklam przed zapowiedziami filmów i innych filmików na stronach internetowych. Jest się o co bić – rynek reklam video w samych tylko Stanach Zjednoczonych ma być wart w 2014 roku 5,75 mld dolarów. 1/5 tej sumy trafi do YouTube'a.
Alibaba
Chińczycy z Alibaby nie pozostają w tyle i pracują nad pozyskiwaniem funduszy internautów na produkcję filmową. Wystarczy 100 juanów, czyli około 16 dolarów, by wspierać jakiś film znanego reżysera. Ten specyficzny crowdfunding po chińsku nazywa się Yu Le Bao, dosłownie „skarb rozrywki". Nazwa bezpośrednio nawiązuje do innego produktu inwestycyjnego Alibaby, Yue Bao, „pozostawionego skarbu", rodzaju funduszu inwestycyjnego w internecie. Imperium Jacka Ma oferowało swoim klientom możliwość ulokowania swoich oszczędności na o wiele wyższy procent niż w tradycyjnym banku. Od czerwca poprzedniego roku zapisało się na to 81 mln osób, którzy powierzyli Alibabie 40 mld dolarów. Oczywiście jest to sektor parabankowy, spotykający się z krytyką chińskich regulatorów finansowych, ale na razie jeszcze działa. Inwestycje w filmy mogą być jeszcze bardziej dochodowe, ponieważ chiński rynek kinowy jest według danych z ostatniego roku na drugim miejscu zaraz po USA. W 2013 roku wart był 3,6 mld dolarów, wzrósł o 27 proc. rdr.
Każdy może zostać producentem filmowym
Yu Le Bao nie ma być piramidą finansową ani oszustwem na masową skalę. Tak przynajmniej na chińskim Twitterze (Weibo) zapewnia chiński Amazon (czyli Alibaba). 100 zainwestowanych juanów daje 7 proc. zysku, a każdy dzięki temu może poczuć się producentem kasowego filmu. Który i tak zarobi, bo Chińczycy i tak pójdą do kina. Teoretycznie nie można na tym stracić. Poza tym Alibaba musi dbać o swoją reputację, ponieważ niedługo wchodzi na nowojorski parkiet i według analityków może zebrać więcej pieniędzy w swoim IPO niż Facebook. Mówi się nawet o 16 mld dolarów w debiucie giełdowym.