Są dwa podstawowe typy krytyków: przyjaciel pisarzy i ich doradca, najczęściej nieproszony, i krytyk czytelnik, czyli samozwańczy rzecznik czytającej publiczności.
Przyjaciel pisarzy chce mieć dobre stosunki z pisarzami, jest dumny z tego, że ich zna, a czytelnicy go nie interesują. Wzorem dla niego jest redaktor prowadzący w czasopiśmie rubrykę pod nazwą „Poczta literacka” albo jakoś podobnie, który ocenia przysyłane mu przez próbujących sił w literaturze utwory literackie, i nie tylko ocenia, ale przede wszystkim wskazuje słabe punkty, doradza i odradza. Dla wypadków beznadziejnych ma okrutną formułę: na druk jeszcze za wcześnie. Krytyk przyjaciel pisarzy pragnie być takim właśnie mentorem pisarzy, czyli stać w hierarchii jakby wyżej, tak jak nauczyciel stoi nad uczniem, choćby go nawet bardzo cenił. Jest to uroszczenie z dwóch co najmniej powodów.
Pierwszy indywidualny, osobisty. Kiedy pisarz już wyda swoją książkę, to nie życzy sobie pouczeń, że tu mógłby coś dodać, a tam ująć, bohatera wyposażyć w inne cechy, niż wyposażył, a najlepiej napisać dzieło na zupełnie inny temat. Krytyk uważa, że wie, czego czytelnicy (kraj, nasze czasy, kultura narodowa) potrzebują, wie, na co pisarza stać, składa zamówienia na takie dzieła, a pisarze ich nie dostarczają. Pisarz, jak każdy dorosły człowiek, chce być traktowany poważnie, a nie pobłażliwie i protekcjonalnie jak uczniak. Tymczasem krytyk chciałby brać udział w akcie twórczym. Takiej postawie krytycznej sprzyjają okresy literatury sterowanej, użytkowej – u nas ostatnio socrealizm – ale jest ona żywa wiecznie.
Po drugie, taka postawa krytyczna jest pozbawiona wszelkiej mocy sprawczej. Dobra literatura tworzona jest przez utalentowanych ludzi, a o ich podaży decyduje tylko opatrzność lub przypadek – w zależności od tego, w co wierzymy; starania krytyka i oczekiwania publiczności nie mogą tu nic zmienić, przyspieszyć ani wyroków opatrzności naprawić. Pisarzy więc czytajmy, ale im nie doradzajmy, chociaż tu ważne zastrzeżenie: nie mylmy krytyka z redaktorem. Dobry redaktor w wydawnictwie może, a często powinien doradzić to czy owo pisarzowi, który złożył u niego swój manuskrypt, i to nawet doświadczonemu pisarzowi, a niekoniecznie tylko debiutantowi. Mówimy tu jednak o dyskretnej poradzie w cztery oczy, jak w gabinecie lekarskim czy kancelarii prawniczej. Taka porada nigdy nie jest przeznaczona do ogłaszania publicznego.
Najwybitniejszy i najgłębszy krytyk w powojennej Polsce, Artur Sandauer, występował jednak nieraz jako redaktor i krytyk w jednym. Sandauer, który był pierwszym interpretatorem Mirona Białoszewskiego, uważał, że debiutancki tomik poety „Obroty rzeczy” jest najlepszy, między innymi dzięki temu, że to krytyk dokonał selekcji składających się nań utworów. Kolejne książki, układane już wyłącznie przez autora, chociaż wybitne, były mniej doskonałe.