W 1973 roku Zbigniew Błażyński był dla mnie przede wszystkim interesującym dawnym pracownikiem Radia Wolna Europa, który swego czasu, między innymi, nagrał wielogodzinny wywiad dla tego radia ze zbiegłym z Polski na Zachód ubekiem, osławionym Józefem Światłą. Tylko starsi ludzie dzisiaj pamiętają, ile wywiad ten przysporzył władzom komunistycznym niebotycznych kłopotów i że zmusił je do przeprowadzenia wielu arcyważnych zmian w aparacie bezpieczeństwa i nie tylko.
Zbigniew Błażyński odszedł z Radia Wolna Europa, zanim ja do tej instytucji dotarłem, przeniósł się do Wielkiej Brytanii i pracował następnie w polskim oddziale Radia BBC. Poznaliśmy się telefonicznie i listownie. To on pierwszy nawiązał ze mną kontakt, kiedy doszły do niego wieści o moich początkowych różnych przykrych kłopotach w Monachium. Ponieważ wyniósł w tej materii z Monachium wiele podobnych doświadczeń, służył radami. Bardzo pomocnymi.
[i]Londyn, 17 września 1973 r.
Szanowny i Drogi Panie
Naprawdę niełatwo mi odpowiedzieć na dziesiątki Pańskich pytań, choć podzielam prawie wszystkie Pańskie wątpliwości i z wieloma podejrzeniami się zgadzam. Przez swą poczciwość (niech się Pan nie czuje urażony tym określeniem, nie używam go w stosunku do Pana w sensie negatywnym) wdepnął Pan do instytucji o dość dwuznacznych personaliach, choć przez swe istnienie i pracę niezwykle pożytecznej dla naszego kraju. A tak wdepnąć Pan nie musiał. Krok-Paszkowski mówił mi, że miał Pan kilka innych propozycji-możliwości poza polskimi kręgami, ale Pan je zlekceważył, bo z Berlina do Monachium blisko, bo zna Pan język niemiecki, a angielskiego nie chciało się Panu na nowo wkuwać, bo pewnie ma Pan nawet w Niemczech jakichś krewnych, no i że w Niemczech najwięcej Pana tłumaczą, długo można by wyliczać owe „bo”. Jak Pan widzi, wiem o Panu prawie wszystko. Gombrowicz był od Pana dużo rozsądniejszy, swą wielkością przez lata szantażował Nowaka i wyciskał z niego co się tylko dało, ale nie pozwolił załapać się na smycz. Pan zawierzył, niestety. No a teraz jest już tylko – albo dołączyć do „dworu” i mieć rzewny spokój, albo znaleźć się pod butem. Współczuję Panu!