Strach padł na wydawców – gdy brakuje na chleb, nikt nie będzie kupować książek. No, chyba że będą to podręczniki pieczenia chleba i ubijania masła. Amerykańscy i angielscy wydawcy donoszą radośnie, że popyt na tego typu tytuły wyraźnie wzrósł. Sprzedaje się w zasadzie wszystko, od książek o hodowaniu pietruszki w doniczce na parapecie do szczegółowo opracowanych, łącznie z biznesplanem, tomów poświęconych np. prowadzeniu dochodowego przydomowego ogródka. W listopadzie do księgarń brytyjskich trafi tom Indii Knight „The Thrift Book: Live Well and Spend Less” uczący eleganckiego zaciskania pasa. Czy przy kasach ustawią się kolejki? Bez wątpienia, trend potwierdzają księgarze po obu stronach oceanu.
Już niedługo hitem rynkowym będą rozprawy różnych mądrali pouczających, jak odzyskać pieniądze stracone wskutek złych inwestycji. Nie chcemy pamiętać, że wcześniej to oni wskazywali nam, gdzie lokować nasze pieniądze…
Jak wskazują wyniki sprzedaży, są jeszcze dwa gatunki, które w kryzysowych czasach cieszą się zwiększoną popularnością: to romanse i powieści kryminalne. Znawcy rynku tłumaczą to gwałtowną potrzebą ucieczki od rzeczywistości – nie mamy wpływu na gospodarcze perturbacje, nie od nas zależy hossa czy bessa, sięgamy zatem po tomy pozwalające na marzenia. O świecie idealnym, w którym albo bajkowy książę (może być i księżniczka) docenia nasze zalety, albo jakiś sprawiedliwy mściciel pozwala nam nacieszyć się nagłym upadkiem pyszałkowatego dyrektora banku, szefa firmy czy nawet chama za kierownicą limuzyny bryzgającej na nas wodą z kałuży. Czysty eskapizm – ale kto wie, czy nie lepsze to od garści uzależniających medykamentów.
Praca Thomasa L. Friedmana „Hot, Flat and Crowded” (Allen Lane) nie należy na pozór do tytułów z nalepką „eskapizm”, jednak niewiele jej do nich brakuje. Autor, komentator „New York Timesa”, we wcześniejszych książkach głosił pochwałę „American Way of Life”. Tym razem wyszło mu to niezbyt przekonująco – jak by nie patrzeć, winę za obecny kryzys ponoszą Jankesi. Friedman, który swój apel (podtytuł brzmi „Dlaczego świat potrzebuje zielonej rewolucji i jak możemy odnowić naszą globalną przyszłość”) skierował do przeciętnego mieszkańca USA, powinien domagać się powrotu do tradycyjnych amerykańskich wartości.
Ameryka była wielka w latach 50. i 60., nie ma powodu, by nadal taką być nie miała, mówi Friedman. Ale przy okazji wskazuje wiele złudnych opinii, jakimi Amerykanie lubią się mamić: przede wszystkim nie są już władcami świata. Nie mają już decydującego głosu w tzw. petro-politics, czyli fluktuacji cen ropy i ich wpływu na politykę państw ropę wydobywających. I po raz n-ty błędnie oceniają zachowanie innych krajów – Bliski Wschód wymknął im się całkowicie spod kontroli, Europy tradycyjnie nie pojmują, a Chiny jak stanowiły zawsze zagadkę, tak zagadkę stanowią.