Literatura sączona do ucha

Skąd się wzięły audiobooki? Czy ich powstanie to efekt lenistwa współczesnych, uciekających od nużącego przewracania kartek i męczenia oczu?

Publikacja: 30.09.2009 11:00

Fot. Suchitra prints

Fot. Suchitra prints

Foto: Flickr

A może zwrócenie uwagi na różne rodzaje zapamiętywania i ukłon w kierunku tych, którzy lepiej pamiętają to, co usłyszeli, niż zobaczyli. Lenistwo czy rozsądek?

[b]Krótka historia audiobooka[/b]

A ma on już sporo lat. Za prekursora „książki słuchanej” uważa się amerykańskiego antropologa, J.P. Harringtona, który w 1933 roku przemierzał Amerykę Północną wzdłuż i wszerz i nagrywał legendy i mity rdzennych mieszkańców kontynentu. Do rejestrowania opowieści Indian wykorzystywał aluminiową płytę, odpowiednik obrotowego talerza gramofonu, zasilaną akumulatorem samochodu.

Kilkanaście lat później, w latach 50. XX wieku, Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych zajmowała się popularyzacją uwieczniania literatury na płytach winylowych, z przeznaczeniem dla podopiecznych Amerykańskiej Fundacji na rzecz Niewidomych. Jej działaczem był Robin Whitten, założyciel magazynu AudioFile, jedynego periodyku poświęconego wyłącznie publikacjom audio. On również był założycielem firmy Caedmon Records, obecnie filii wydawnictwa Harper Collins specjalizującej się w nagraniach żywego słowa.

Dobrze udokumentowaną historią powstania audiobooka jest ta, która mówi o zarejestrowaniu wersji audio poezji słynnego amerykańskiego poety, Dylana Thomasa. Miały w tym przedsięwzięciu swój udział Barbara Cohen i Marianne Roney, związane z Caedmon Records.

W styczniu 1952 roku Cohen i Rooney spotkały się z Dylanem Thomasem w barze słynnego nowojorskiego Chelsea Hotel. Świadome tego, że płyty z nagraniami literatury są jeszcze mało popularne, postanowiły namówić poetę do nagrania jego twórczości. Uznały, że jest ona tak nowatorska i szokująca, że zasługuje na uwiecznienie na nowatorskim nośniku.

Nie tylko redaktorki wydawnictwa były pod wrażeniem twórczości Dylana Thomasa. To jego właśnie poezja stała się natchnieniem dla poety-barda Roberta Zimmermana, znanego pod pseudonimem Bob Dylan.

Cohen i Roney, okrasiwszy obietnicę pięćsetdolarowego honorarium odpowiednią porcją pochlebstw, zaaranżowały sesję nagraniową. Thomas sporządził listę wybranych utworów. Umówili się na 15 lutego 1952 roku.

Wyznaczony dzień nadszedł i minął. Krnąbrny poeta zniknął. Po kilku dniach nerwowych poszukiwań doszło wreszcie do sesji nagraniowej. Umożliwił ją Peter Bartók, syn słynnego węgierskiego kompozytora Beli Bartóka, który udostępnił dla przedsięwzięcia swoje studio w Steinway Hall. Pierwsza płyta z poezją Dylana Thomasa powstała 22 lutego 1952 roku.

Thomas rozpoczął nagranie od recytacji swego słynnego utworu „Do Not Go Gentle Into That Good Night” („Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy”), ale jego treść wystarczyła do zapełnienia tylko jednej strony płyty. Thomas postanowił więc wykorzystać opowiadanie wigilijne, sprzedane uprzednio magazynowi „Harper's Bazaar” - „A Child's Christmas in Wales”, jedno z jego najbardziej rozpoznawalnych dzieł. Stało się ono klasyką wydań audio. Zdarza się, że stare płyty z nagraniami Thomasa można jeszcze zdobyć na internetowych aukcjach, ale to już rzadkie kąski.

Rynek wydawnictw audio pełzał od lat 50. XX wieku. Służył przed wszystkim niewidomym i pasjonatom uwieczniania słowa pisanego na płytach. W latach 70. ożywił się nieco, gdy zaczęły powstawać – oprócz płyt winylowych – nagrania na coraz bardziej popularnych kasetach magnetofonowych. Ale dopiero rozwój technologii CD i coraz nowocześniejszych nośników elektronicznych spowodował prawdziwy wybuch tego przemysłu.

W tej chwili książki w wersji audio dostępne są na płytach CD lub w formie plików dźwiękowych MP3 czy WMA.

[srodtytul] Komputer czy lektor?[/srodtytul]

Jako osoba lubiąca czytać klasyczne, szeleszczące i pachnące farbą woluminy mam kłopot ze zrozumieniem, jak można książki słuchać. Ale trudno, postanowiłam chociaż się zorientować, kogo słucham w audiobookach i co mam do wyboru.

A trochę do wyboru mam. Najtrudniejszą do zaakceptowania formą są książki „czytane” przez syntetyzatory mowy. Metaliczne, pozbawione emocji i jakiejkolwiek interpretacji dźwięki nadają się chyba tylko do podręczników i kursów językowych, choć w tym ostatnim przypadku nie zdają egzaminu ze względu na kompletny brak intonacji. Książki takie były dość długo jedyną alternatywą – obok tych drukowanych alfabetem Braille'a – dla osób niewidomych i niedowidzących.

Inną propozycją są książki czytane przez zawodowych lektorów. Propozycja dla osób niezbyt wymagających i niezbyt też kapryśnych, bo choć głosy popularnych lektorów (a ci także chętnie nagrywają audiobooki), to przede wszystkim miły dla ucha timbr, ale jednak nie zawsze interpretacja czytanej literatury stoi na najwyższym poziomie. Choć oczywiście zdarzają się wyjątki. Nieprawdopodobnie głębokie i ciepłe głosy Ksawerego Jasieńskiego czy Krystyny Czubówny, którzy nagrali wiele audiobooków, to raj dla ucha i dowód na to, że aktorskie wykształcenie nie jest niezbędne do wykonania świetnej roboty. Ale to na pewno kwestia gustu.

Kwestia to gustu tym bardziej, że książka czytana przez zawodowego aktora także nie zawsze spełnia nasze oczekiwania. Osoby np. niewidome czy niedowidzące pozostałe zmysły mają bardzo wyczulone, więc głos aktora, który im się po prostu nie podoba, zaburzy odbiór literatury i odbierze część przyjemności z jej poznawania. Ja sama mam kilkoro takich – skądinąd świetnych aktorów – których głosy wywołują u mnie gęsią skórkę. A gdyby mieli mi oni szeleścić wprost do ucha kilkanaście rozdziałów – nie. Wykluczone. Na szczęście znakomita większość księgarni oferujących audiobooki umożliwia wysłuchanie fragmentu nagrania. Można więc w spokoju osądzić, czy głos osoby czytającej nam odpowiada.

Bo mamy ogromny wybór. Nagrywaniem książek do słuchania zajmowali się naprawdę znakomici aktorzy, których trudno byłoby podejrzewać o chałturzenie, jak choćby nieodżałowani Zbigniew Zapasiewicz i Henryk Machalica. Przyjemność słuchania świetnych głosów i interpretacji dali nam również Marian Opania, Jan Peszek, Magdalena Różczka ,Krzysztof Globisz, Anna Dereszowska czy nawet wielka Irena Kwiatkowska. Śmiem przypuszczać, że dla naprawdę wielkiego aktora książka czytana też jest wyzwaniem i to może nawet trudniejszym od klasycznej aktorskiej pracy – wszak środki wyrazu są tu zdecydowanie ograniczone... Podobnie jak w dubbingu, w którym coraz częściej pokazują się coraz większe gwiazdy.

Innym rodzajem audiobooków są podręczniki językowe. Tu książki do słuchania mają niepodważalne znaczenie – możliwość wysłuchania prawidłowej wymowy, akcentu czy intonacji to rzecz nie do przecenienia dla tych, którzy naprawdę solidnie chcą się nauczyć. Wydawcy audiobooków językowych najchętniej korzystają z usług native speakerów, by zapewnić użytkownikom najlepsze z możliwych wzorce wymowy. W przypadku podręczników językowych rola audiobooków jest zdecydowanie nie do podważenia.

Niewykluczone, że byłabym nieco bardziej życzliwie nastawiona do książek czytanych, gdyby pod względem cenowym stanowiły dla klasycznych wydań jakąś konkurencję. Niestety, nie stanowią. Są tak samo drogie, jak drogie są stare, dobre tomiszcza. Co swoją drogą nieustannie i już od lat uważam za skandal, zwłaszcza przy ogólnonarodowym jojczeniu rozmaitych „wysoce kulturalnych” instytucji na spadek czytelnictwa.

[srodtytul]Od bajek po „Odyseję”[/srodtytul]

Najszerszą w Polsce ofertą książek do słuchania są bajki dla dzieci. W pełni to zrozumiałe – łatwo uśpić czy choć wyciszyć malucha puszczoną na dobranoc opowieścią, pięknie przeczytaną przez zawodowego aktora. Zapewne milej dziecko przyjęłoby taki gest ze strony mamy czy taty, więc może niech rodzice nie cedują akcji „cała Polska czyta dzieciom” tylko i wyłącznie na audiobooki. Trening czyni mistrza, a chwile z książką zbliżają.

Kolejną największą ofertą polskich audiobooków są wspomniane już podręczniki do nauki języka. Ich znaczenie już wyjaśniliśmy i wiele tłumaczyć tu nie trzeba.

Tłumaczenia za to wymagałaby oferta na przykład literatury sensacyjnej, poradników, romansideł, literatury religijnej. Właściwie każdy rodzaj literatury możemy kupić w formie audio... Jak już wspomniałam, mam trudności ze zrozumieniem takiego wyboru – słuchania zamiast czytania, choć wychodzę z założenia, że lepiej wysłuchać niż nie wysłuchać i wysłuchać niż nie przeczytać. Podobnie jak uważam, że lepiej, iż matki czy babcie pilnujące progenitury w piaskownicy czytają „arlekiny”, niż miałyby nie czytać niczego albo ograniczyć się do tabloidów czy innych plotkarskich piśmideł.

I podobnie jak z dużą sympatią spoglądałabym na „zakorkowanego” kierowcę, który zamiast katowania bliźnich muzykopodobnymi dźwiękami o dużym natężeniu albo wzbogacania słownictwa innych współcierpiących o wyrażenia dotąd im nieznane, sączył sobie z samochodowego odtwarzacza jakąś niezłą literaturę.... Rozmarzyłam się, takiego dotąd nie spotkałam..

Ale z filozoficznym spokojem okraszonym sporą dozą wątpliwości oglądam oferty księgarń sprzedających audiobooki. Jest w czym wybierać, może i ja dojrzeję kiedyś do wysłuchania dwunastogodzinnego nagrania „Odysei” Homera. Przeczytać nie zdołałam, mimo kilku podejść, może wersja audio okaże się bardziej przystępna?

[mail=a.kazimierczuk@rp.pl]a.kazimierczuk@rp.pl[/mail]

[i]Korzystałam z : [link=http://www.audiobookquest.com/article5.html]www.audiobookquest.com[/link], [link=http://www.audiobook.pl]www.audiobook.pl[/link][/i]

A może zwrócenie uwagi na różne rodzaje zapamiętywania i ukłon w kierunku tych, którzy lepiej pamiętają to, co usłyszeli, niż zobaczyli. Lenistwo czy rozsądek?

[b]Krótka historia audiobooka[/b]

Pozostało 98% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski