Za dwa tygodnie w księgarniach znajdzie się „Zamek z piasku, który runął” Stiega Larssona. To ostatnia, trzecia część cyklu „Milenium”. A 6 listopada wejdzie do naszych kin filmowa wersja pierwszej części trylogii zatytułowana „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”
Zmarły przed pięcioma laty szwedzki dziennikarz Stieg Larsson był autorem nieoczekiwanego wydawniczego hitu. Jego trzyczęściowy cykl „Millennium” trafił na światowe listy bestsellerów, a poszczególne tytuły były najlepiej sprzedającymi się powieściami w Europie. Czy zasłużenie? Czym jego kryminalne historie przyciągnęły czytelników?
Odpowiedź jest prosta: przemyślana konstrukcja, wyraziste postaci i doskonały styl narracji. Dokładnie to, czego spodziewamy się po dobrej powieści. Larsson zaoferował świetne czytadło z pełną napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcja. W dodatku spełnił nasze podświadome oczekiwania na triumf sprawiedliwości. Tak, tu wszystko kończy się happy-endem, złoczyńców spotyka kara, bohaterowie piją szampana.
A przy tym jest to opowieść, której nie można odmówić społecznego zaangażowania, dotykająca spraw codziennych: przemocy w rodzinie, przekroczenia uprawnień przez instytucje państwowe, zachowań wymierzonych przeciw mniejszościom. Smaczku dodaje wątek dziennikarski wiodący do wielu redakcji, bowiem Mikael Blomkvist, alter ego autora, jest niezależnym dziennikarzem śledczym, nie tylko odkrywającym afery na wysokich szczeblach, ale również prywatnie wspierającym działania głównej bohaterki, Lisbeth Salander.
To niezwykła dziewczyna, skrzyżowanie Lary Croft z Pippi Pończoszanką. Dla rodaków Larssona ma to znaczenie: zbuntowana dziewczynka to ulubiona postać wielu pokoleń szwedzkich czytelników. Sam Larsson nie krył, że Lisbeth uosabia dorosłą Pippi: odważną, samodzielną i nadal pełną buntu. W „Zamku z piasku, który runął”, ostatniej części trylogii (polski tytuł jest wyjątkowo niefortunny), autor zamyka wcześniejsze sprawy. Mniej tu spektakularnych walk i trupów w kałużach krwi, akcja przenosi się na korytarze szpitalne i salę sądową. I do końca trzyma w napięciu.