Państwowe studia filmowe coraz mniej pasują do otaczającej rzeczywistości, już wkrótce będą musiały więc stawić czoła przekształceniom i prywatyzacji. Ale przecież był czas, gdy kino polskie im właśnie zawdzięczało niebywały rozwój. Zespoły takie jak „Kadr” Jerzego Kawalerowicza, „Tor” Stanisława Różewicza i Krzysztofa Zanussiego czy nieistniejący już „X” Andrzeja Wajdy zawsze były przedmiotem zazdrości zachodnich reżyserów.
Swoje miejsce wśród nich ma również „Oko”. Powstało późno, bo w 1984 roku, na jego czele stanął Tadeusz Chmielewski. Twórca komedii „Ewa chce spać”, „Gdzie jest generał? ”, „Jak rozpętałem II wojną światową”, ale również ekranizacji „Wiernej rzeki” Żeromskiego i znakomitego kryminału „Wśród nocnej ciszy”, od razu postawił na młodych. — Chciałem ich promować, bo uznałem, że polskie kino za bardzo się postarzało — powiedział mi kiedyś w rozmowie.
I promował, gdyż w „Oku” powstało kilkanaście debiutów. Ale przychodzili też twórcy dojrzali: Janusz Kijowski, Dorota Kędzierzawska, Andrzej Barański, Wiesław Saniewski, Janusz Majewski, Jan Kidawa-Błoński, Jacek Bromski, Stanisław Jędryka, Paweł Pitera, Maciej Wojtyszko.
Chmielewski nigdy nie odżegnywał się od kina popularnego — produkował adresowane do dzieci filmy Jędryki czy komedie Bromskiego. Ale też wspierał kino z drugiego bieguna — autorskie, wyciszone. To dlatego tutaj znalazł swoją przystań Andrzej Barański ze swoim „Tabu” czy „Kramarzem” i powstały niezwykłe „Wrony” Doroty Kędzierzawskiej.
W publikacji wydanej przez Fundację KINO odbija się historia „Oka”. I chyba tajemnica jego sukcesu. W otwierającej książkę rozmowie Tadeusz Chmielewski pięknie i z ogromnym szacunkiem mówi Piotrowi Śmiałowskiego o swoich twórcach. I o rozmowach, jakie toczył godzinami z debiutantami. Przekonując, a nie rozkazując. Bo zawsze chciał pomóc, a nie narzucić swoje zdanie. Może dlatego właśnie w „Oku” mogło narodzić się kilka indywidualności. Kilku artystów o własnym charakterze pisma.