Książka Riccarda Orizio przywodzi mi na myśl epizod z „Czasu Apokalipsy” Coppoli. Chodzi o scenę, w której wojskowa łódź patrolowa kapitana Willarda zostaje zatrzymana przez Francuzów od dziesięcioleci żyjących w wietnamskiej dżungli. Upadło zamorskie imperium, ale ta osamotniona rodzina nie chciała porzucić plantacji kauczuku i kolonialnego domu w cieniu olbrzymich drzew.
Pierwsze zaginione białe plemię włoski reporter Riccardo Orizio (ur. 1961) odkrył przypadkiem. Podczas pobytu na Sri Lance (dawny Cejlon) razem z kolegą wybrał się do restauracji. O jednym z kelnerów znajomy reportera powiedział, że jest tutejszy. „Ależ on jest biały” – zdziwił się Orizio.
[srodtytul]Świat w starym stylu [/srodtytul]
I tak się dowiedział o istnieniu Dutch Burgers, potomków holenderskich kolonistów, którzy przybyli na Cejlon w połowie XVII wieku. Zdecydowali się tam pozostać, gdy na początku XIX stulecia Wielka Brytania pokonała Królestwo Holandii. Od nowych władców przejęli styl życia: „Wieczorami tańczono przy gramofonie – pisze Orizio. – W kominkach palił się ogień, ponieważ, chociaż nie było zimno, chciano naśladować styl życia Home Counties, arystokratycznych domostw angielskich”. Wakacje spędzano pośród pól golfowych, na hipodromie czy w angielskich klubach z bilardem.
[wyimek]Potomkowie legionistów żyją w haitańskim interiorze. Od reszty mieszkańców odróżnia ich kolor oczu[/wyimek]