Gołębiewski leci w kulki

Łukasz Gołębiewski, wydawca i dziennikarz, znawca rynku książki, autor ciekawych rozważań o przyszłości kultury (m.in. „E-książka”) jak również książek podróżniczych („Meksyk – kraj kontrastów”), para się także beletrystyką. Ukazała się właśnie czwarta jego powieść – „Złam prawo”, jeszcze bardziej drastyczna niż poprzednie

Publikacja: 15.02.2010 10:53

Gołębiewski leci w kulki

Foto: ROL

Gołębiewski, podobnie jak wcześniej („Xenna moja miłość”, „Melanże z Żyletką”, „Disorder i ja”) epatuje erotyką, nie tyle ocierając się o pornografię, ile śmiało poruszając na jej terenie. Jego bohaterowie, poza uprawianiem seksu, na okrągło chlają, ćpają i słuchają punk rocka, ale że przecież wszystko to u tego autora było, tym razem zafundował jeszcze czytelnikom zbrodnię.

I to podwójną, bo wyjątkowo okrutne zabójstwo 14-letnich bliźniaków, o cechach mordu satanistycznego, z pozostawioną „wizytówką” sprawcy w postaci pentagramu, pięcioramiennej gwiazdy w kole. Co skądinąd nie ma większego znaczenia, o czym przekona się główny bohater „Złam prawo”, po 20 latach wznawiając prywatne śledztwo w tej sprawie.

Morderstwa miały miejsce na warszawskim Żoliborzu w 1981 roku, a opowiadający o nich narrator – zarazem bohater powieści – był wówczas rówieśnikiem ofiar. I tak dochodzimy do istoty „Złam prawo”, która jest niczym innym jak powieścią inicjacyjną, jeszcze jednym pamiętnikiem z okresu dojrzewania. I trzeba przyznać, napisanym ze swadą, wiarygodnym, interesującym.

Początek lat osiemdziesiątych w Polsce, z „Solidarnością” i stanem wojennym, został już opisany tysiące razy, Łukasz Gołębiewski nie posłużył się jednak ściągawkami. Krzysztof, bo tak ma na imię bohater jego powieści, czas po 13 grudnia 1981 roku spędza nie na rozrzucaniu ulotek i skandowaniu „Wrona orła nie pokona”, a na pracowitym sklejaniu zakupionego w Składnicy Harcerskiej modelu „Aurory”.

Poza dziewczynami, którymi interesuje się – podobnie jak wszyscy chłopcy w jego wieku – najbardziej, sporo czyta, science fiction, ale i klasykę i dochodzi do jakże słusznego wniosku, że „to co się dzieje naprawdę, nie jest nawet w połowie tak ciekawe jak fabuła niektórych książek”.

Następnie odkrywa świat dźwięków ukryty w amatorsko nagranej na kasetach gorzowskiego Stilonu muzyce Xenny, Deutera, Tiltu, SS-20 i w 1984 r. po raz pierwszy jedzie do Jarocina: „Stojąc ostatniego dnia przed sceną i patrząc na wrzeszczącego do mikrofonu Budzyńskiego z Siekiery, jak nigdy czułem w sobie wolę wolności. I być może było to najważniejszym doświadczeniem okresu mojego dojrzewania”.

W podobnych fragmentach Gołębiewski jest bezbłędny, możemy mieć więc z lektury „Złam prawo” sporą frajdę. O ile, oczywiście, nie odrzucą nas powieściowe obscena, którymi autor – jak się zdaje – nieźle się bawi, badając czytelniczą wytrzymałość. Czyli gra z nami w kulki, bo na pewno nie w – znacznie groźniejsze, z użyciem noża – pikuty. Podkreślam, pikuty, a nie jak u autora „Złam prawo” – kikuty. Kikuty to mogą nam pozostać z rąk, po niebezpiecznych zabawach z użyciem ostrych narzędzi.

[ramka] [b]Łukasz Gołębiewski[/b]

[srodtytul]Złam prawo[/srodtytul]

[i]Jirafa Roja, Warszawa 2010[/i][/ramka]

Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego
Literatura
Percival Everett „dopisał się” do książki Marka Twaina i zdobył Nagrodę Pullitzera