Wyrwana ze szponów zboczeńca

„Ratownik” Taniguchiego to opowieść graficzna o zagrożeniach czyhających na naiwne i konsumpcyjnie nastawione małolaty

Publikacja: 09.03.2010 12:06

Wyrwana ze szponów zboczeńca

Foto: Hanami

Jiro Taniguchi to klasyk mangi. Rocznik 1947, na koncie mnóstwo prestiżowych nagród, szacunek w ojczyźnie i na Zachodzie. Rysuje realistycznie, w czystym, jasnym stylu. Fizjonomie jego pozytywnych postaci są bliźniaczo podobne, o urodzie euro-azjatyckiej. Natomiast wśród negatywnych typów panuje większe wizualne zróżnicowanie.

Autor ułatwia sobie życie, wykonując tła z pomocą komputera, lecz i tak dokonuje tytanicznej pracy przy każdym tomie. Bowiem jego opowieści graficzne są rozbudowane, z mistrzowsko przemyślaną dramaturgią, precyzyjnie prowadzone. Właściwie to gotowe scenariusze filmowe. Skojarzenie z ekranem tym bardziej uprawomocnione, że Taniguchi rysuje jakby pracował kamerą. Ujmuje kadry pod różnymi kątami, stosuje szerokie plany, zbliżenia i ciasne dojazdy do detalu, zwłaszcza oczu. Każdy jego komiks jest jak seans kinowy. Skośnookie galerianki

W „Ratowniku”, najnowszym jego dziele na polskim rynku protagonista wydaje się zbyt pozytywny jak na współczesne standardy. Jednak problem stanowiący podwaliny akcji jest aktualny, wręcz palący.

Opowieść zaczyna się podobnie jak film „Galerianki”: Megumi, wzorowa uczennica, wpada w niewłaściwe towarzystwo. I znika z domu. Złym duchem piętnastolatki okazuje się szkolna koleżanka. Także małolata, lecz już doświadczona seksualnie, wymieniająca wdzięki na towar.

Panny szukają wrażeń w tokijskiej dzielnicy Shibuyi, pełnej galerii handlowych, klubów i podejrzanych lokali. Kręcą się tam inne cyniczne lolitki, ich podtatusiali amatorzy oraz różnorakie typy spod ciemnej gwiazdy.

Pomiędzy to szemrane towarzystwo trafia Shiga – tytułowy Ratownik. Człowiek-kryształ, z wrodzonym poczuciem sprawiedliwości. Jego twardy charakter idzie w parze z aparycją – twarz jak wyciosana ze skały, śmiałe spojrzenie, rosła postura, mięśnie ze stali. Czyżby się urwał z Hollywoodu? Nie, to produkt japoński, lecz przystosowany do importu na Zachód. Nie po raz pierwszy Taniguchi kreuje postaci wizualnie pozbawione wyraźnych narodowych cech. Dziś kulturowe różnice nie grają takiej roli, jak niegdyś. Wszędzie można spotkać podobne typy i zbliżone sytuacje, zwłaszcza w wysoko uprzemysłowionych krajach. Skała w Tokio

Shiga przybywa do miasta, udaje się do matecznika występku. To dla niego szok. Dotychczas pędził w górach życie eremity. Zjechał do Tokio zaalarmowany przez matkę Megumi, przerażoną zniknięciem córki. Ma wobec niej zobowiązania: to wdowa po przyjacielu-alpiniście, tragicznie zmarłym podczas ekspedycji. Kobieta od kilkunastu lat samotnie wychowuje dziewczynkę. Wydaje się jej, że ma z małą świetny kontakt. Toteż zupełnie nie rozumie, skąd w pokoju córki wzięła się markowa, kosztowna torba wypełniona drogimi kosmetykami…

Shiga rusza na poszukiwania zaginionej. Tu zaczyna się wątek jak z dawnych komiksów czy westernów. Bohater staje sam do nierównej walki z wielokrotnie potężniejszym wrogiem. Najpierw musi go namierzyć, co też okazuje się niełatwe. W królestwie występku diabeł ma dobrze opłaconą obstawę. Ale co to dla japońskiego supermana!

Heros okazuje się skuteczniejszy od policji. Kiedy już ma pewność, że Megumi została uwięziona w penthousie multimilionera-zboczeńca – podejmuje wspinaczkę. Najbardziej ryzykowną w życiu, po pionowej ścianie wysokościowca, nocą. Dodatkowo utrudniają przedsięwzięcie deszcz i odpadające tu i ówdzie płytki fasady. Suspensy jak w kinie.

Koniec także filmowy. Oto Ratownik dociera na szczyt budynku, wdziera się przez szklany dach i unosi w mocarnych ramionach lekkomyślną panienkę, skutą łańcuchami i efektownie zemdloną. Takiego finału nie powstydziłby się Batman pospołu ze Spider-Manem.

Zresztą, nie wykluczone, że za czas jakiś Shiga zastąpi w kinie amerykańskich poprzedników, bo nadal jest zapotrzebowanie na czarno-białe scenariusze. Niejedna zbłąkana owieczka wierzy, że w krytycznym momencie ocali ją jakiś Ratownik. A choć takich brak w realu, przyjemnie oddać się marzeniom.

[i]Jiro Taniguchi (rysunki, scenariusz), "Ratownik", tłum. Radosław Bolałek, Hanami, Warszawa 2009[/i]

Jiro Taniguchi to klasyk mangi. Rocznik 1947, na koncie mnóstwo prestiżowych nagród, szacunek w ojczyźnie i na Zachodzie. Rysuje realistycznie, w czystym, jasnym stylu. Fizjonomie jego pozytywnych postaci są bliźniaczo podobne, o urodzie euro-azjatyckiej. Natomiast wśród negatywnych typów panuje większe wizualne zróżnicowanie.

Autor ułatwia sobie życie, wykonując tła z pomocą komputera, lecz i tak dokonuje tytanicznej pracy przy każdym tomie. Bowiem jego opowieści graficzne są rozbudowane, z mistrzowsko przemyślaną dramaturgią, precyzyjnie prowadzone. Właściwie to gotowe scenariusze filmowe. Skojarzenie z ekranem tym bardziej uprawomocnione, że Taniguchi rysuje jakby pracował kamerą. Ujmuje kadry pod różnymi kątami, stosuje szerokie plany, zbliżenia i ciasne dojazdy do detalu, zwłaszcza oczu. Każdy jego komiks jest jak seans kinowy. Skośnookie galerianki

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski