„Erynie”, które właśnie trafiły do księgarń, otwierają nową serię kryminalnych opowieści o przygodach Edwarda Popielskiego, komisarza policji w przedwojennym Lwowie. Popielski pojawił się na scenie już wcześniej, jako nieformalny pomocnik Mocka, gdy ten szukając przestępcy musiał ruszyć z Wrocławia na wschód. Obu panów szybko połączyło zamiłowanie do filologii klasycznej, sutego stołu i rozpustnych panienek. W tych warunkach najlepiej objawiały się ich detektywistyczne talenty.
W zmęczonych alkoholem umysłach pojawiać się jednak zaczęły nie tylko postaci z greckiej mitologii, ale zjawy i koszmary przesłaniające rzeczywistość. Popielski musi uporać się z eryniami, boginkami zemsty, starożytnymi furiami. Kto się mści? Podejrzanych jest wielu – gdy ginie małe dziecko, zacni mieszkańcy Lwowa chcą szukać zabójcy wśród społeczności żydowskiej, oskarżając ją o mord rytualny, który musi zostać pomszczony. Pragnienie zemsty przyświeca również rzeczywistemu mordercy, człowiekowi ciężko doświadczonemu przez los. Ale jest ono obecne w każdym, ujawnia się równie łatwo u baciara, który zabił niesłusznie oskarżonego człowieka, jak i u komisarza, który tę „sprawiedliwość” wymierzył.
Zmyślnie skonstruowana fabuła Krajewskiego ujawnia przede wszystkim nadmierne zamiłowanie autora do gwałtu i perwersji, przemocy, okazywania nadzwyczajnej pogardy dla człowieka ulicy. Popielski nie wzbudził mojej sympatii – znam wielu książkowych detektywów, którzy zachowują się nietypowo, zwykle przekraczając normy i naginając przepisy, Popielski jednak robi to stale, nękany przez własne erynie. Dlatego pozwala sobie na coraz większą brutalność – scena sadystycznego przesłuchania ojca niepełnosprawnego dziecka jest po prostu odpychająca.
Marek Krajewski wcześniej już pokazywał, że bliska mu jest ciemna strona ludzkiej duszy. Tyle że opisy „wyzwolonego zła” są bodaj jedynymi oryginalnymi fragmentami książki; reszta jest wtórna i dziwnie sztywna, sztuczna niczym teatralne dekoracje – precyzyjnie ustawione, pełne szczegółów, ale wyraźnie udawane. Autor satysfakcję czerpie opisując ekscesy. Gdy się uspokaja, wypuszcza takie na przykład stylistyczne perełki: „Wyła cicho, cienko i ostro. Jak skalpel, jak nóż, który wrzynał się w ciało jej dziecka”. No cóż, po przeczytaniu tych słów byłem „w szokingu” (też cytat).
[i]Marek Krajewski Erynie SIW Znak, Kraków 2010 [/i]