Tewje Mleczarz śpiewał (oryginalnie w jidysz) „Wen ich bin a Rothschild”, w żydowskich dowcipach pojawia się baron Rotszyld, gdy trzeba coś przełożyć na pieniądze. Skąd ta popularność?
Francuski pisarz Pierre Assouline, który w tomie „Portret” prezentuje historię rodziny, nie udziela bezpośredniej odpowiedzi. Zresztą to nie on mówi – przedstawia relację baronowej Betty de Rothschild opowiadaną przez… jej portret, który namalował Ingres, gdy była piękną niewiastą po trzydziestce.
Betty Salomon była 13 lat młodsza od swego męża, notabene jej stryja. Ten bliski związek tłumaczy koniecznością utrzymania rodziny razem – poprzez więzi krwi i religii. Tak pozostawało przez lata: Rothschildowie na ogół wybierali na partnerów innych Rothschildów, łączyło ich także przywiązanie do judaizmu.
Teraz pani baronowa po śmierci spogląda na członków swej rodziny, wraca do lat młodości, przypomina początki rodu – frankfurckie korzenie, paryskie i londyńskie odnogi, nieudaczników z rzymskiej gałęzi. Jest to opowieść niespieszna, przemyślana, skupiona na najistotniejszych wydarzeniach, pełna trafnych komentarzy i uwag. Łatwiej dzięki niej zrozumieć potęgę rodu – Rothschildowie nie tylko trzymali się razem, ale byli uczciwi w interesach.
Jej mąż, James, miał wyjątkowe zdolności do wynajdywania okazji pomnożenia bogactwa: Francja stała się potęgą gospodarczą dzięki finansowanym przez jego bank kopalniom i kolejom żelaznym.