W 1992 roku powstało jedno z najważniejszych dzieł w historii westernu — „Bez przebaczenia”, nagrodzony Oscarem film Clinta Eastwooda. Ta opowieść o rewolwerowcu pijaku Williamie Munnym, byłym mordercy dzieci i kobiet, rozprawiającym się z oprawcami prostytutek, kruszyła mit Dzikiego Zachodu, zgodnie z którym w czasach Indian i kowbojów hartował się zdrowy jankeski duch. Podkreślano, że Eastwood swoim filmem zamknął epokę westernu.
[srodtytul]W krwi i błocie [/srodtytul]
Siedem lat wcześniej — w 1985 roku — ukazał się w Stanach „Krwawy południk” Cormaca McCarthy'ego. Nikt wcześniej - ani później - nie stworzył tak upiornej wizji przeszłości Ameryki. Co prawda Eastwood (a przed nim także Sam Peckinpah i inni) podważał romantyczne wyobrażenia o niej, jednak dawał widzom poczucie, że w zdegenerowanym przez przemoc świecie istnieje kanon wartości, do których nawet taki typ jak Will Munny może się odwołać, by choć na chwilę stać się lepszym człowiekiem.
W swojej westernowej powieści McCarthy poszedł krok dalej. Unicestwił legendę Dzikiego Zachodu. Unurzał ją w krwi i błocie. Wypełnił scenami tak okrutnych rzezi, że gdy się o nich czyta, serce podchodzi do gardła. W przeciwieństwie do Eastwooda nie pozostawił czytelnikowi nadziei. Każda nakreślona przez niego postać jest bestią w ludzkiej skórze z rozbudzonym krwiożerczym instynktem.
Bohaterem jest nastolatek nazywany Dzieciakiem. „Nie potrafi czytać ani pisać i już kiełkuje w nim pociąg do bezmyślnej przemocy” — opisuje go na wstępie McCarthy. A dalsze losy Dzieciaka są studium dojrzewającego w nim okrucieństwa.