Korespondencja z Lipska

Wielkie hale i ogromne atrium – niemal 70 tys. mkw. powierzchni wystawowej – stoją od wczoraj puste. Przez cztery dni kłębił się tu tłum. Organizatorzy lipskiej imprezy kuszą bogatym programem, wielką liczbą gości i przeróżnymi atrakcjami.

Oliver Zille, dyrektor targów, mówi „Rz": – Tuż po zjednoczeniu Niemiec zdecydowaliśmy, że nie będziemy naśladować międzynarodowych targów we Frankfurcie. Nie mieliśmy ani tej renomy, ani funduszy. Skupiliśmy się zatem na rynku niemieckojęzycznym, łącząc czytelników z autorami. O sukcesie tej koncepcji świadczą liczby: w tym roku na targach pojawiło się 1500 autorów, w tym 200 zagranicznych (z Polski m.in. Joanna Bator, Andrzej Bart, Ignacy Karpowicz i Chris Niedenthal. Współautor jego ostatniej książki Martin Pollack odebrał w czwartek targową Nagrodę Porozumienia Europejskiego). Program „Lipsk czyta" objął ponad 300 spotkań, prezentacji, promocji. Każdy szanujący się wydawca ustawiał kanapę i kilka foteli, rozkładał materiały reklamowe, książki i zapraszał do wysłuchania czytanych fragmentów utworu i rozmów z jego autorem. W każdej hali działało studio radiowe i telewizyjne – w Lipsku nie brakuje żadnej liczącej się telewizji i rozgłośni. Postaci znane z ekranu były na wyciągnięcie ręki, maglowane na jeden temat: książki.

Targi lipskie to również zabawa, w której chętnie uczestniczą młodzi ludzie. Jedna z hal oddana jest komiksowi, powieści graficznej, japońskiej mandze. Ich miłośnicy przychodzą przebrani za swych bohaterów; wchodzą wtedy za darmo, a przy tym biorą udział w konkursie na najlepszy strój. Zwyciężyły dziewczyny – za kostiumy Yuny z „Final Fantasy" i Nurse Witch Komugi, postaci z japońskiej anime.

Oliver Zille przekonuje: – Ci młodzi spędzają godziny przed komputerem. Ale chce im się przyjść, by mieć kontakt z książką. Dzięki nim targi mają przed sobą przyszłość.