Pozorne szczęście uśmiechniętego narodu

Ta lekka w czytaniu powieść przygnębia bardziej niż serial „Gotowe na wszystko"

Publikacja: 01.07.2012 19:00

Pozorne szczęście uśmiechniętego narodu

Foto: Corbis

Red

* * * * *

James Schuyler,
„Co na kolację?",
przeł. Marcin Szuster,
W.A.B.,
254 s.

Biedna ta Lottie „z rocznika 19**". Nie dość, że jest uzależniona od alkoholu, to z powodu swojego nałogu znajdzie się w szpitalu dla chorych psychicznie, a jej mąż Norris zdecyduje się na przelotny... No już dobrze, ale co na kolację?

W takim teatrze dnia codziennego, którego kolejne odsłony widzimy zarówno w amerykańskich domostwach, jak i szpitalnych salach, odbywają się, jak powie socjolog, inscenizowane rozmowy – plotkowanie, picie herbatki, brydż oraz wybuchy emocji, zwłaszcza podczas terapii. W dominujących w powieści dialogach przeczytamy o domowych wypiekach i LSD. Jeden z synów państwa Delehantey powie, że „jesteśmy wolnymi białymi obywatelami". Jedna wdówka wypije łyk herbaty i napomknie o atmosferze, jaka panowała na zebraniu Wyborczej Ligi Kobiet. Całości dopełni strach przed ostatecznym rozliczeniem się ze swoją samotnością i fatalnym zauroczeniem – ta sama wdówka, Mag, w dalszej części powieści wyjmie głowę z piekarnika, po czym zakręci gaz, zwymiotuje i powie na głos: „Drugi raz tego nie zrobię".

Słodko-gorzki obraz amerykańskiej prowincji lat 70. Taką rzeczywistość przedstawił James Marcus Schuyler w „Co na kolację?". Życie pisarza, jednego z głównych przedstawicieli tzw. nowojorskiej szkoły poezji, wypełniały nie tylko problemy finansowe i wizyty w zakładach psychiatrycznych. Była to również świetna poezja, którą pisał w chwilach wolnych od obłędu oraz przyjaźń z W.H. Audenem czy Chesterem Kallmanem. „Co na kolacje?" to jednak proza, która przypomina momentami brytyjską farsę, komedię sytuacyjną. I to nie tylko ze względu na obecność wielkiego psa basseta i kota, ale także na poczucie humoru oraz stereotypowe postawy bohaterów powieści.

Nie oczekujmy, że Schuyler swoją powieścią napisaną w roku 1978 opowie nam o kryzysie naftowym bądź aferze Watergate. Co w takim razie dostajemy? Mgliste problemy społeczeństwa mieszczańskiego, które nie jest zaangażowane w ważne sprawy swojego kraju? Telenowelę? Stereotypowe postaci gospodyń domowych, męcząca hipiska, mąż i żona, których cieszy rasistowski dowcip z Indianinem w roli głównej – to tylko jedna strona medalu. Za kulisami tego spektaklu hipokryzji, z jego telewizyjnymi serialami i lekturą „Reader's Digest", dochodzą do głosu bardzo realne, silne i bolesne emocje. Zwłaszcza we fragmentach opisujących burzliwe i szczere do bólu spory, jakie mają miejsce częściej w zakładzie psychiatrycznym niż w salonach nowoczesnych mieszczan.

Gdyby nie świadomość faktu, że Schuyler napisał „Co na kolację?" w połowie lat 70., można momentami pomyśleć, że powieść ta została ukończona wczoraj. A co z jutrem? „Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro" – mówi żona Grega. „Owszem, wiadomo. W tym cały kłopot" – odpowiada Lottie „z rocznika 19**".

James Schuyler,
„Co na kolację?",
przeł. Marcin Szuster,
W.A.B.,
254 s.

Biedna ta Lottie „z rocznika 19**". Nie dość, że jest uzależniona od alkoholu, to z powodu swojego nałogu znajdzie się w szpitalu dla chorych psychicznie, a jej mąż Norris zdecyduje się na przelotny... No już dobrze, ale co na kolację?

Pozostało 89% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski