Kultura Liberalna: Przez 18 lat pracowałeś jako fotoreporter wojenny. Czy kiedykolwiek opuściłeś przygotowany do zdjęcia aparat, bo stwierdziłeś, że to, co mógłbyś pokazać innym, byłoby zbyt brutalne, przekraczałoby tabu czy po prostu naruszało czyjąś prywatność?
Nie. Moim zadaniem jest robić zdjęcia. Ludzie często nie rozumieją, na czym polega praca fotoreportera i w jakich warunkach pracujemy. Peter Andrus opowiedział mi wczoraj na kolacji o dyskusji, jaką moja książka wywołała w warszawskiej kawiarni reporterów. Byłaś tam może?
Jeżeli chodzi ci o to kontrowersyjne spotkanie Wojciecha Tochmana z Wojciechem Jagielskim we Wrzeniu Świata – to tak.
O, świetnie się składa. Bo prowadzący to spotkanie podobno zarzucał nam, fotoreporterom wojennym, że nie przejmujmy się losami ludzi, których fotografujemy, że dla nas są i pozostają anonimowi. Ale gdy robisz zdjęcie ciała człowieka, który właśnie zginął w strzelaninie, a dookoła latają kule, jakim cudem i przede wszystkim kogo masz pytać o to, jak on się nazywał? Mówienie o fotoreporterach, że to hieny czy paparazzi śmierci, jest ogromnie niesprawiedliwe. Niektórzy mogą nimi być, ale takie uogólnienie jest nieuprawnione.