W ostatnim, niedokończonym eseju pt. „Evelyn Waugh" pisał: „Nonsensem byłoby udawanie, że deklarowanie anarchizmu, ateizmu, pacyfizmu i tym podobnych postaw jest obecnie świadectwem odwagi, a zarazem oryginalności. Postępowaniem wymagającym odwagi, a w każdym razie niemodnym, jest natomiast deklarowanie wiary w Boga albo przychylny stosunek do kapitalizmu".
Dzięki głęboko etycznej naturze i licznym podróżom dostrzegał zjawiska i ich konsekwencje dużo wcześniej niż pozostali obserwatorzy. W felietonach z 1945 r. czytamy o wysiedlonych Niemcach z Prus Wschodnich i o tym, że zemsta na nazistach będzie miała gorzki smak.
Gdy angielska prasa głosiła, iż „faszystowska Polska nie zasługiwała na istnienie" i krytykowała powstanie warszawskie, Orwell mówił głośno o hipokryzji i cynizmie brytyjskich elit. Upominał się o prawa mniejszych narodów, rozgrywanych przez wielkie mocarstwa.
W przeciwieństwie do większości lewicowych środowisk w Wielkiej Brytanii i mimo zagorzałego antyfaszyzmu nie dał się omamić komunizmowi w wydaniu radzieckim ani przed wojną, ani po 1941 r., kiedy to wszyscy byli gotowi wybaczyć Stalinowi każdą zbrodnię, byleby tylko walczył z hitlerowskimi Niemcami.
Tytuł zbioru podpowiada, że autor „Folwarku zwierzęcego" pisał nie tylko o polityce. Poza licznymi recenzjami książek i felietonami (w jednym obśmiewa zresztą profesję recenzenta) znajdziemy również eseje, m. in. „Przywilej kleru, czyli kilka uwag o Salwadorze Dalim", w którym surowo traktuje słynnego surrealistę. „Jest to książka, która cuchnie" – pisze o jego autobiografii.
Dali jest dla niego profrankistowskim, zepsutym hedonistą o skatologicznych ciągotach. Tytuł eseju wiąże się z puentą, że każde świństwo (w znaczeniu etycznym i estetycznym) ujdzie człowiekowi płazem, jeśli tylko jego dzieła zdobędą uznanie. W dzisiejszych czasach jeremiady Orwella na temat sztuki współczesnej zapewne skwitowano by ironicznym uśmiechem.