Na zarośniętej działce stoi zrujnowany dom. Pewnej ciepłej księżycowej nocy wybrałem się tam. Drzwi dawno wywalone. Zapach stęchlizny i kociego moczu. W kładącej się na podłodze poświacie potykałem się o rozrzucone po pokojach śmieci, pod nogami chrzęściły szkło i połupane kafelki. Nagle upiorne znalezisko – oparta o ścianę fotografia kobiety (czy była to kiedyś gospodyni tego domu?), której ktoś ostrym narzędziem wydrapał oczy. Minął urok przechadzki, niepokój zagościł w atmosferze letniej nocy.
Wracając do domu, przypomniałem sobie „Nekyię" Andrzeja Bobkowskiego, opowiadanie, którego akcja również rozgrywa się nocą w opuszczonym domu. Przeczytałem je ponownie następnego ranka. Bohaterowi pojawiają się duchy słynnych pisarzy francuskich, które – niczym dusze napojone krwią w „Odysei" – zaczynają mówić. Zamiast krwi pochłaniają najnowsze gazetowe wiadomości. Jest Balzak, Stendhal, Rousseau, Taine, Le Bon... Wszyscy zastanawiają się nad kondycją współczesnego świata, dziwią się, do czego doprowadziły rozmaite „izmy": saintsimonizm, furieryzm, wreszcie komunizm, który Balzak nazywa „powrotem do stanu zdziczenia". Pod koniec opowiadania ukazuje się Bossuet, który grzmi: „Spieszcie powrócić do swych grobów, by nie widzieć, co wasi spadkobiercy uczynili z was i waszych zamiarów...". Nekya – księga umarłych, jedenasta część „Odysei"...
Conrad – Lord Jim i kobiety
Wopowiadaniach Andrzeja Bobkowskiego, po wielu latach od ich wydania przez Jerzego Giedroycia w tomie „Coco de Oro" (1970), a potem w rozmaitych krajowych wydawnictwach po 1989 r., widocznych jest kilka twarzy pisarza. Odkrywa je przed nami niespiesznie, śledzimy zainteresowania obecne w wyborze tematów, ale przede wszystkim świat duchowy Andrzeja Bobkowskiego, jego wejrzenie w głąb siebie i próbę podzielenia się swą wrażliwością.
Na pewno jest w opowiadaniach Bobkowski-antykomunista, niegodzący się na sowiecki porządek w kraju nad Wisłą, konsekwentnie odmawiający powrotu, obawiający się, że „czerwona zaraza" może ogarnąć resztę kontynentu. Rozrachunkowi z komunizmem poświęcił pisarz „Pożegnanie" i „List", w którym przyrównał sowiecką ideologię do bakterii jadu kiełbasianego: „Należy do grupy tzw. beztlenowców i brak tlenu jest jednym z podstawowych warunków jego rozwoju. Bardzo charakterystyczny – prawda? Sam bakcyl na wolnym powietrzu jest dla człowieka nieszkodliwy. Aby działać, musi wytworzyć toksynę w warunkach szczególnie dla niego przychylnych. Najlepiej wytwarza ją w naczyniach hermetycznych, np. w puszkach od konserw lub w słojach Wecka. Beztlenowiec".
Drugą odsłoną opowiadań Bobkowskiego jest ich jawnie conradowski charakter, dawno zauważony przez krytyków. Fascynacji autorem „Lorda Jima" pisarz wcale zresztą nie ukrywał, poświęcił mu nie tylko głośny szkic w „Kulturze", lecz także opowiadanie „Alma". Jego bohaterowie na plaży w Gwatemali zastanawiają się nad następującą kwestią: „Jaką postać kobiecą uważa pan za najładniejszą i najciekawszą spośród wszystkich spotkanych w przeczytanych powieściach?". Pada odpowiedź: to Lena ze „Zwycięstwa" Conrada, po czym następuje długa rozmowa na temat samej powieści, a przede wszystkim motywów, którymi kierował się jej główny bohater – Heyst.