Marta Maklakiewicz o Zdzisławie Maklakiewiczu

Zdzisław Maklakiewicz, jakiego nie znamy. Otrzymaliśmy zaskakujący, bardzo intymny portret znanego aktora - pisze Jacek Marczyński.

Publikacja: 22.01.2015 18:31

Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz w filmie „Jak to się robi” Andrzeja Kondratiuka, 1973 rok

Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz w filmie „Jak to się robi” Andrzeja Kondratiuka, 1973 rok

Foto: East News/Polfilm

Od jego śmierci minęło prawie 38 lat, a widzowie wciąż wracają do jego ról. W latach 60. i 70. należał do aktorów najczęściej angażowanych przez reżyserów. Chyba tylko Leon Niemczyk pojawiał się w filmach częściej od niego.

Jego inżynier Mamoń, którego sam w znacznej części wymyślił w „Rejsie" Marka Piwowskiego, stał się postacią kultową. Słynny monolog o polskim filmie jest jego autorstwa, a inne powiedzenie Mamonia: „Mnie się podobają te melodie, które już raz słyszałem", weszło do codziennej polszczyzny.

Legendę Zdzisława Maklakiewicza, który bardzo nie przystawał do szarych realiów PRL, podbudowują niezliczone anegdoty, wspomnienia rozmów, jakie toczył przy knajpianych stolikach w Kamaralnej czy SPATiF-ie. I jego przyjaźń z kamieniarzem, literatem i aktorskim naturszczykiem, Janem Himilsbachem, z którym zagrał w kilku filmach.

Po lekturze książki „Maklak oczami córki" wiemy wszakże, że jest to wiedza niepełna. Autorka przez lata nosiła się z zamiarem napisania o ojcu, wydawało się jej jednak, że jest rzeczą niemożliwą mówienie o kimś, kogo praktycznie się nie znało.

– Zdecydowałam się w końcu – mówi „Rzeczpospolitej" Marta Maklakiewicz – bo pomyślałam, że jest więcej takich dzieci jak ja, które mają żal do ojca za to, że je zostawił. Może w mojej opowieści odnajdą i swój los.

Marta jest owocem krótkiego związku Renaty i Zdzisława Maklakiewiczów. Gdy się poznali, on kończył szkołę aktorską, ona zaczynała studia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Za namową ukochanego zaliczyła potem studia aktorskie. To była wielka miłość, która szybko doprowadziła ich do decyzji o małżeństwie wbrew woli rodziców obojga.

Po ślubie zamieszkali u jego matki, która nie tolerowała synowej. Gdy na świat przyszła córka, obowiązki rodzinne przerosły Zdzisława Maklakiewicza. Matka zabrała więc małą i rozpoczęła aktorską wędrówkę po polskich teatrach.

Marta nie miała kontaktów z ojcem, zwłaszcza że babcia Cesia, która zagarnęła go wyłącznie dla siebie, bardzo je utrudniała. Bywało, że w ogóle nie wpuszczała wnuczki do domu. Dopiero gdy Marta stała się nastolatką, a potem studiowała na Uniwersytecie Warszawskim, spotykała nieraz ojca na Krakowskim Przedmieściu.

Nie brak w tych zapiskach przeżyć traumatycznych, jak choćby tego z pierwszej klasy, gdy czekała do nocy na mrozie przed szkołą, bo ojciec obiecał przynieść jej rower jako prezent gwiazdkowy, ale zapomniał. A jednak nie są to wspomnienia pełne żalu i goryczy, dominuje w nich ciepło i życzliwość.

– Zostałam wychowana przez mamę w miłości i podziwie dla ojca – wyznaje mi Marta Maklakiewicz. – Ona mu wybaczyła, był miłością jej życia. A mnie ciągle powtarzała, że ojciec jest wybitnym artystą i trzeba mu wybaczać.

Po latach Marta zebrała okruchy wiadomości o ojcu i stworzyła z nich własny portret. Różniący się od tego, jaki jest powszechnie znany.

– Przeczytałam parę książek, jakie powstały o ojcu, ja jednak chciałam pokazać przede wszystkim jego wnętrze – opowiada. – Wszyscy znali go jako kpiarza, a był człowiekiem kruchym, delikatnym, który schronił się pod opiekę własnej matki. Wielu sławnych aktorów jest niepogodzonych z życiem. Choćby Robin Williams, świetny komik, a jak się okazało, postać tragiczna.

W książce znajdziemy też historię rodu Maklakiewiczów od pokoleń wielce uzdolnionych muzycznie. Największą sławę zyskał stryj, kompozytor Jan Maklakiewicz. Zdzisław też miał talent, ale brakowało mu systematyczności. Grywał jednak w domu, gdy chciał się odizolować od świata, trochę komponował.

Mało kto wie, że ucieczki od świata, szukał w wędkowaniu. o tej swojej pasji nikomu nie opowiadał. Tak samo jak zdarzeniu z powstania warszawskiego, gdy on jeden w tajemniczy sposób ocalał z całego oddziału.

Marta Maklakiewicz dołączyła do wspomnień wykaz ról ojca, także teatralnych. Bo choć powtarzalność działań w dziesiątkach spektakli go nużyła, przez całe życie zawodowe nie zrezygnował ze sceny. Najbardziej twórczy okres miał na przełomie lat 50. i 60, gdy związał się z Teatrem Wybrzeże Zygmunta Hübnera. Zagrał wtedy m.in. Poetę w „Weselu" Wyspiańskiego.

Wystąpił w ponad stu filmach, ale niemal wyłącznie w rolach drugoplanowych czy epizodach. Zawsze jednak potrafił silnie zaznaczyć swoją osobowość. Tadeusz Konwicki powiedział kiedyś, że „nikt nie potrafi grać postaci pozornie pospolitych i nieciekawych tak przenikliwie jak Maklakiewicz".

To nie jest wyłącznie książka o aktorze, lecz także o rodzinie, która formalnie nie istniała, a jednak więzy między jej dawnymi członkami pozostały silne. Drugą bohaterką jest bowiem matka autorki, kobieta nie mniej ciekawa: ceniona aktorka, malarka, trochę poetka i autorka tekstów wielu piosenek. Jej przebój „Ślubne prezenty" był przez lata niezbędnym elementem wszystkich zabaw weselnych w PRL.

Dużo też pisze autorka o sobie samej. – To także opowieść o odkrywaniu ojca w sobie – mówi teraz Marta Maklakiewicz. – Jestem do niego podobna fizycznie, ale odnajduję u siebie wiele jego cech wewnętrznych i tak jak on potrafię dostrzec w ludziach piękno.

I jest jeszcze jeden powód, dla którego po latach pobytu w Ameryce (do wyjazdu namówił ją ojciec) zdecydowała się napisać o nim i o sobie: – Ciągle mam dowody, że zwykli ludzie go pamiętają.

Od jego śmierci minęło prawie 38 lat, a widzowie wciąż wracają do jego ról. W latach 60. i 70. należał do aktorów najczęściej angażowanych przez reżyserów. Chyba tylko Leon Niemczyk pojawiał się w filmach częściej od niego.

Jego inżynier Mamoń, którego sam w znacznej części wymyślił w „Rejsie" Marka Piwowskiego, stał się postacią kultową. Słynny monolog o polskim filmie jest jego autorstwa, a inne powiedzenie Mamonia: „Mnie się podobają te melodie, które już raz słyszałem", weszło do codziennej polszczyzny.

Pozostało 90% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski