Pisane były na przestrzeni półwiecza. Wraz z ukazującymi się tomami jego „Dziennika” są ważnym i z wielu powodów interesującym źródłem wiedzy o autorze „Brzeziny”.
Szczególnie ciekawe są listy do młodszej córki, gdyż korespondencja ze starszą latoroślą była już wcześniej w sporych fragmentach cytowana bądź omawiana. Listy do Teresy Markowskiej pozostawały zaś nieznane i pewnie dlatego dziś, 30 lat po śmierci Jarosława Iwaszkiewicza, wiele z nich tak zaskakuje.
Oto w roku 1951 sławny pisarz dziękuje przebywającej wówczas w Kanadzie córce za nadesłaną przez nią z Ottawy paczkę z m.in. szalikiem „takim przepięknym i takim miękkim w dotyku, jak już dawno nic podobnego nie widziałem”.
Z pewnością w zabiedzonej i z dnia na dzień coraz bardziej pogrążającej się w szarości Warszawie szalik zza Wielkiej Wody mógł jawić się niczym dar z nieba i trudno się dziwić podziękowaniom zadowolonego ojca. Ale kto kazał mu natychmiast dodawać: „Żurnale wspaniałe, ale rozumiem dobrze, że podszewka pod tymi wspaniałościami jest zupełnie inna: dzisiaj miałem na przykład list od Edyty z Indii, gdzie opisuje mi w tak przejętych i dramatycznych wyrazach stan tego nieszczęsnego kraju, że popłakałem się trochę przy czytaniu”. Co wspólnego z biedą Hindusów ma kanadyjski szalik, choćby i był kaszmirowy?
A już ręce opadają przy czytaniu listu z kwietnia 1952 roku pisanego sześć dni po 60. urodzinach Bolesława Bieruta uczczonych przez Iwaszkiewicza dytyrambem: „Bo kiedy, Prezydencie, Ty dobrze wiedziałeś,/ Jaką trzeba iść drogą i jak nas prowadzić,/ Ja zbytnio zaufałem przebrzmiałej mądrości...”.