Przedwczoraj był Marzec z pałowaniem studentów oraz najazd na Czechosłowację, wczoraj tak zwana władza ludowa strzelała do robotników na Wybrzeżu, a dzisiaj towarzysz Gierek pyta: – Pomożecie? Ale w czym? Kondensacja nadużyć i brutalności władz, a także braku czytelnego dla społeczeństwa programu nowej ekipy wzmagała chęć walki z komunizmem. Jeszcze nie nastał okres tych paru lat gierkowskiej prosperity za pożyczone na Zachodzie pieniądze. Jeszcze ów parawan nie zasłonił oblicza reżimu tak nieudolnego, tak nadętego, a jednocześnie tak skłonnego do okrucieństwa. A właśnie dorosło pokolenie potomków żołnierzy AK i innych ugrupowań niepodległościowych czasu walki ze zniewoleniem narodu. Na przykład Czumów, Niesiołowskiego i Morgiewicza z Ruchu, gotowych do wysadzenia Muzeum Lenina w Poroninie. Dorosło pokolenie mścicieli.
O tym wszystkim trzeba pamiętać, kiedy czyta się opowieść Jacka Wegnera o braciach Jerzym i Ryszardzie Kowalczykach i o wysadzeniu auli opolskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w nocy z 5 na 6 października 1971 roku. Wegner świetnie rozumie motywy poczynań Kowalczyków, widzi PRL ich oczami, i stara się skłonić młodych czytelników do przyjęcia owego punktu widzenia. Mnie ta dydaktyka nie razi, zwłaszcza że autor wykonał mrówczą zaiste pracę, aby ustalić i przedstawić fakty.
Układają się one w dramatyczny ciąg wydarzeń. Widzimy młodego ślusarza Jerzego, jak zbiera po lasach niewypały, gromadzi materiał wybuchowy i elektrotechniczny, dorabia klucze do pomieszczeń WSP, czołga się w kanałach ściekowych i wentylacyjnych wśród ciemności, brudu i szczurów, zakłada ładunek i przemyślne instalacje, wreszcie detonuje bombę. W przeddzień święta milicji wysadza aulę, gdzie miały się odbyć nienawistne uroczystości. Ale czyni to nocą, kiedy na pewno żaden człowiek nie ucierpi. Starszy brat Ryszard, zdolny fizyk na tej samej uczelni, podzielał przekonania brata, starał się go chronić, mógł się domyślać jego zamiarów, ale w wysadzaniu udziału nie brał.
Sąd skazał go jednak na 25 lat więzienia. Jerzego – na śmierć. Śledztwo, przygotowanie aktu oskarżenia, przewód sądowy, pisanie kłamliwych artykułów prasowych oraz wymierzenie kary odbywało się pod dyktando bezpieki, która z kolei kierowała się wytycznymi z Biura Politycznego KC PZPR. Wegner szczegółowo to wszystko opisuje i dokumentuje.
Wyrok był zemstą komunistycznej władzy i jej policji politycznej na przeciwnikach ustroju. A zrobiono z nich pospolitych bandytów. Pod presją krajowej i zagranicznej opinii publicznej Jerzemu zamieniono karę śmierci na 25 lat więzienia. Ułaskawiono go dopiero w 1985 roku, dwa lata później niż brata. Obaj żyją, ale nie chcą mówić o największym dramacie swego życia. Zwłaszcza Jerzy, który zaszył się w leśnym odosobnieniu i milczy. Dobrze, że sprawę tę przypomniał Jacek Wegner.