Kustoszem Archiwum Zbigniewa Herberta jest Henryk Citko. Od 15 stycznia zeszłego roku zajmuje się Archiwum jako etatowy pracownik Zakładu Rękopisów Biblioteki Narodowej. Ale swoją przygodę – jak mówi – ze spuścizną po autorze „Pana Cogito” rozpoczął w sierpniu 2000 roku. Od wyłuskania z ogromnego zbioru, na potrzeby wydawnicze „Zeszytów Literackich”, wszystkich listów Henryka Elzenberga.
– Tę pracę wykonał właściwie za mnie sam Herbert – mówi Henryk Citko. – W sławnej, zielonej, dziś już wyblakłej teczce zatytułowanej „Mój Mistrz” przechowywał rękopisy i małe broszurki Elzenberga. Książki miały inne miejsce. W tej teczce był prawie komplet, tylko dwie kartki znalazłem w innych kopertach. Same listy zajmują sześć półek w pomieszczeniu Pałacu Rzeczypospolitej na placu Krasińskich, gdzie znalazło tymczasową przystań Archiwum Herberta. Listów jest 6,5 tys. od ponad 1,4 tys. osób i instytucji. Jak pisał 19 grudnia 1990 roku Herbert do swego przyjaciela Aleksandra Schenkera, dają one „... dość dokładny wgląd w życie zmagającego się z losem literata z tzw. Wschodniej Europy bez intymności, ale za to znajdą się tam listy do instytucji, wydawców, tłumaczy, które mogą zobrazować nie tylko tzw. walkę o byt, ale także cały splot warunków politycznych, socjologicznych, obyczajowych etc.”. Tu należy zauważyć, że opublikowana już została korespondencja Zbigniewa Herberta z Magdaleną i Zbigniewem Czajkowskimi, Henrykiem Elzenbergiem, Jerzym Zawieyskim, Jerzym Turowiczem, Stanisławem Barańczakiem i Czesławem Miłoszem.
Poeta skrupulatnie gromadził dokumenty: i te, które wychodziły spod jego pióra, i te nadsyłane od jakże licznych korespondentów. Szacuje się, że całość spuścizny po Zbigniewie Herbercie liczy ponad 60 tys. kart.– Mamy do czynienia z porządkiem i brakiem porządku – twierdzi Henryk Citko. – Moim zadaniem i celem było uporządkowanie archiwum poety, tak jednak, by nie naruszyć jego logiki, zasad wprowadzonych przez samego Herberta. Kiedy, na przykład, planował napisać szkic o jednorożcu, wielu znajomych przysyłało mu kartki z jednorożcem, które gromadził oddzielnie. Są wśród nich kartki od Karla Dedeciusa, których nie mogłem wyjąć z tego zbioru i przenieść do innych materiałów związanych z osobą tłumacza Herberta na niemiecki i popularyzatora jego twórczości za granicą. Z drugiej strony, wiele dokumentów znajdowało się w zgoła nieoczekiwanych miejscach, poukładane w teczuszki, koperty, zaklejone, związane sznureczkiem czy wstążeczką. Nie zawsze potrafiłem dociec, dlaczego konkretny rękopis znalazł miejsce tu, a nie gdzie indziej.
Archiwum obejmuje materiały z całego okresu aktywności literackiej Zbigniewa Herberta, czyli z lat 1948 – 1998. Nieliczne są dokumenty wcześniejsze. Ważna część archiwum to wersje przekładów utworów poety na francuski, angielski i niemiecki oraz dokonane przez Herberta przekłady utworów pisarzy francusko- i niemieckojęzycznych. Znajdują się tutaj również jego notatki do wykładów, które miał w USA na początku lat 70., dyplomy nagród literackich, kolekcja wycinków prasowych w kilku językach, fotografie i zbiór dokumentów osobistych.
Praca Henryka Citki nad archiwum Zbigniewa Herberta trwała w istocie nieprzerwanie, wyłączywszy rok 2004, gdy wstrzymane zostały działania archiwizacyjne w związku z zawirowaniami wokół miejsca docelowego złożenia zbiorów. Jak pamiętamy, zaistniała wtedy realna możliwość przeniesienia ich do Stanów Zjednoczonych, gdzie znalazłyby się w Beinecke Library. Poza tym okresem jednak Henryk Citko regularnie raz w tygodniu przychodził do wdowy po poecie Katarzyny Herbertowej i porządkował archiwum. Ponieważ w mieszkaniu nie było warunków, by ustawić dodatkowe półki, materiały trafiły do wielkich szarych pudeł, które jeszcze teraz zobaczyć można w Pałacu Rzeczypospolitej. Tam też przez pewien czas spoczywało 290 szkicowników Zbigniewa Herberta z około 5 tys. szkiców wykonanych przez niego ołówkiem, długopisem i flamastrem, szczególnie podczas jego podróży zagranicznych.