Świnienie doszło do dna

Korespondencja

Publikacja: 01.08.2008 14:29

Świnienie doszło do dna

Foto: Rzeczpospolita

Red

Twórczość Leopolda Tyrmanda prezentowana była w kulturalnym programie Wolnej Europy wielokrotnie, lubiłem go, ceniłem, wiedziałem, że cokolwiek wybiorę i nadam, spotka się z żywym odzewem słuchaczy. Właściwie dopiero na emigracji nawiązaliśmy ze sobą żywszy kontakt, w kraju ograniczał się on najczęściej do wymiany ukłonów w warszawskiej stołówce Związku Literatów, gdzie i on, i ja zaglądaliśmy często, żeby zjeść obiad, i do mojego pełnego szczerego podziwu spojrzenia na jego kolorowe skarpetki, wyraz protestu przeciwko szarzyźnie ówczesnego peerelowskiego życia. Znalazłszy się na Zachodzie, prowadził dalej ożywioną działalność publicystyczną i pisarską. Osiadł w Stanach w mieście Rockford, niedaleko Chicago, był tam wicedyrektorem ośrodka badawczego Rockford Institute i redaktorem periodyku „Chronicles of Culture”. Nasz emigracyjny kontakt listowy i telefoniczny trwał do jego śmierci; w mym archiwum gdzieś tkwi list jego żony dziękujący mi za audycję pośmiertną. Teraz wybieram do publikacji list z okresu dlań bardzo gorącego, bo po publikacji najbardziej chyba poważnej i cenionej jego książki – „Dziennika 1954”.

5 luty 1981 r.

Drogi Panie –

Piękne podziękowanie za wszystkie dobre słowa o mnie i o „Dzienniku”, wypowiedziane przez Pana na monachijskiej fali i spisane w „Kulturze”. Tym bardziej mi były one potrzebne teraz, że już się cała gromada wszystkowiedzących fircyków polonistycznych – i piórem, i słowem – w naszej emigracyjnej prasie, ale i na uniwersytetach, rzuciła na mnie i gdzie może szczuje. Oni wszyscy, oczywiście, lepiej ode mnie wiedzą, kiedy ja tę książkę napisałem, kiedy robiłem takie czy inne wstawki, kiedy poprawiałem. Zadziwiający ogrom wiedzy! Przede wszystkim jednak nasza narodowa zawiść. Nie ma granic! Wydaje się takiemu, że jak podleje pomyjami drugiego, to na tym on sam, jak roślina na gnoju, podrośnie. Myślę, że „Dziennik” będzie się w swoim obrazie epoki sprawdzać z upływem lat coraz bardziej. Kiedy ujrzą światło dzienne różne pamiętniki z tamtego czasu i kiedy wypłyną na powierzchnię zachowane dokumenty. Nie obawiam się o los książki, ale jednak ta nagonka boli.

Myślę, że należy posłać Panu do wglądu, co ja tu robię. Próbki dwóch dwumiesięczników w załączeniu.

Mam nadzieję, że życie traktuje Pana z sympatią i poważaniem i że jakoś to jest.

Serdecznie pozdrawiam

Leopold Tyrmand

Książka Tyrmanda to okres bardzo specjalny. Stalin nie żyje już rok, a do Października muszą jeszcze upłynąć dwa lata. Więc choć ciosy ludowej władzy nie spadają już na społeczeństwo z taką mocą, trudno jeszcze mówić o początku odwilży, może zaledwie o początku „początku”. Ukazuje ona stan pomiędzy porażeniem ciosami poprzednich lat, a rozbudzeniem się pierwszych nadziei na jakąś drobną chociażby odnowę. Jest to stan, w którym ci, którzy się ześwinili, wciągają w błoto innych nie dlatego, żeby być w większym towarzystwie, ale z dobrego serca, bo – skoro nic się nie może zmienić – dlaczego drugi człowiek ma się tak bardzo męczyć na marginesie publicznego życia i do tego jeszcze w biedzie. Oto ich rozumowanie. Jest to stan, w którym atmosfera beznadziejności i bezsiły zniewalała nieraz umysły najbardziej nawet światłe. Trzeba przyznać, że Tyrmand nie mógł znaleźć lepszego czasu dla swego dziennika – niż tego właśnie: czasu między... między. Świnienie się ludzi doszło już do dna, tonący jednak nie zdążyli się jeszcze od niego odbić, by podjąć próbę wypłynięcia na powierzchnię, czy też nie przyszło im jeszcze do głowy, że w ogóle wypłynąć można. I najprzyzwoitsi się łamali, byli pełni wątpliwości, człowiek zaś nieprzejednany, nieidący z reżimem na kompromis, próbujący za cenę nawet nędzy i odsunięcia zachować twarz i czyste ręce, wydawał się tym pierwszym osobnikom nieraz nie bohaterem wcale, lecz śmiesznym zabytkiem z innej epoki, jeżeli nie po prostu durniem. Świat początku 1954 roku oglądany oczami Tyrmanda nie jest światem grozy, raczej bagna o niemiłym zapaszku. Opowieść Tyrmanda tragicznie prawdziwa, w swej ponurej tonacji byłaby nieraz nie do zniesienia, gdyby w wielu miejscach ukazujących największą podłość, małość i moralne skorumpowanie, nie potrafił jej autor zdobyć się na rozładowującą woltę humoru, na dowcip, na kpinę.

Nie dziwię się, że książka Tyrmanda wielu, bardzo wielu nie tylko nie podobała się, ale że ich rozgniewała. Czy musieli go atakować z taką pasją i zaciętością? Cieszę się, że ja wtedy byłem w obozie przeciwnym – jej wielbicieli. Dziś powinna trafić do lektur licealistów, dużo można się z niej nauczyć. A na pewno nie będzie nudzić.

Twórczość Leopolda Tyrmanda prezentowana była w kulturalnym programie Wolnej Europy wielokrotnie, lubiłem go, ceniłem, wiedziałem, że cokolwiek wybiorę i nadam, spotka się z żywym odzewem słuchaczy. Właściwie dopiero na emigracji nawiązaliśmy ze sobą żywszy kontakt, w kraju ograniczał się on najczęściej do wymiany ukłonów w warszawskiej stołówce Związku Literatów, gdzie i on, i ja zaglądaliśmy często, żeby zjeść obiad, i do mojego pełnego szczerego podziwu spojrzenia na jego kolorowe skarpetki, wyraz protestu przeciwko szarzyźnie ówczesnego peerelowskiego życia. Znalazłszy się na Zachodzie, prowadził dalej ożywioną działalność publicystyczną i pisarską. Osiadł w Stanach w mieście Rockford, niedaleko Chicago, był tam wicedyrektorem ośrodka badawczego Rockford Institute i redaktorem periodyku „Chronicles of Culture”. Nasz emigracyjny kontakt listowy i telefoniczny trwał do jego śmierci; w mym archiwum gdzieś tkwi list jego żony dziękujący mi za audycję pośmiertną. Teraz wybieram do publikacji list z okresu dlań bardzo gorącego, bo po publikacji najbardziej chyba poważnej i cenionej jego książki – „Dziennika 1954”.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski