Martin Pollack czuje żal, gdy w austriackiej wsi ktoś zamalowuje dziś stary napis informujący po węgiersku, że kiedyś działał tu handlarz trunkami. W ten sposób kraj ubożeje, wyrzeka się części swej wielokulturowej przeszłości. Pisząc o galicyjskich cmentarzach wojskowych z czasów pierwszej wojny światowej reporter podkreśla, że wrogów i przyjaciół, Austriaków, Polaków, Ukraińców, Węgrów, Niemców i Rosjan, chowano obok siebie. „Podczas drugiej wojny, niewiele lat później, coś takiego byłoby nie do pomyślenia; pilnie baczono, by wrogość, nienawiść i pogarda wobec przeciwnika nie wygasły także po jego śmierci”.

W innym z tekstów Pollack odnotowuje, że Ukraińcy ze wsi Prokurawa wciąż pamiętają swoich żydowskich sąsiadów, choć zostały po nich tylko macewy ledwo widoczne w morzu traw. Autor chroni od zapomnienia informacje pozornie błahe, a przecież dające nam pojęcie o życiu w dawnym świecie. Dowiadujemy się, że szynkarz z Prokurawy miał na imię Janczo, a spragnionym podawał piwo, tanie wino i horiłkę - wódkę, którą nazywano także szabasiłką, bo Żydzi pijali ją w szabas. Jeden z Ukraińców pamiętających dawne czasy mówi Pollackowi z sentymentem: „W ogóle wtedy piło się mniej niż teraz. Jak trzech się zebrało w szynku u Jancza i zamówili ćwiartkę wódki, to ludzie już gadali, że to pijacy. Dziś jeden człowiek wlewa w siebie pół litra albo i więcej, a nikt nie widzi w tym sensacji”.

Do najciekawszych tekstów należy „Wspomnienie o Reynaldo, czyli jak zwątpiliśmy w socjalizm”. Martin Pollack jest bowiem nie tylko znakomitym reporterem i publicystą, ale także tłumaczem literatury polskiej. Na niemiecki przełożył m.in. wszystkie dzieła Ryszarda Kapuścińskiego. Polskiego nauczył się w latach 60. w Warszawie, gdzie studiował slawistykę. Pokój w akademiku dzielił z doktorantem z Brazylii, który jako członek partyzantki miejskiej musiał uciekać z kraju. Reynaldo miał osobliwy zwyczaj - spał w dzień, pracował w nocy. Jak się potem okazało, w ten prosty sposób bronił się przed polską rzeczywistością, która kłóciła się z jego komunistycznymi ideałami. Reynaldo stanowczo odradzał Pollackowi, wówczas trockiście, próby pozyskania dla sprawy polskich przyjaciół. Faktycznie, rodacy zapytani, co myślą o Czwartej Międzynarodówce, odpowiadali, że w zupełności wystarczy im Trzecia. Prosili, by Pollack przywiózł im z Wiednia koszule non iron lub „Playboya”, ale najmniejszego wrażenia nie robiły na nich przemycane broszury trockistowskiego ideologa Ernesta Mandela. Z czasem rzeczywistość realnego socjalizmu podziałała na Pollacka otrzeźwiająco, wyostrzały się sprzeczności, porzucił lewackie mrzonki.

Książka „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” napisana jest pięknym powściągliwym językiem. Każdym zdaniem Pollack buntuje się przeciw światu, który zapomina o lekcjach, jakie dała nam historia.

[i]Martin Pollack „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”. Przełożył Andrzej Kopacki. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2009[/i]