Podróż do jądra ciemności

„Nocni wędrowcy” Wojciecha Jagielskiego to nie reportaż, a powieść. Tyle tylko, że jej bohaterowie: opętany przez duchy przywódca Bożej Armii Joseph Kony i dzieci, porywane z ugandyjskich wiosek, by potem mordować w szeregach partyzanckich oddziałów, istnieją naprawdę

Publikacja: 17.06.2009 11:27

Podróż do jądra ciemności

Foto: materiały prasowe

Od pierwszych słów tej wyjątkowej książki czytelnikowi udziela się nastrój grozy. Razem z bohaterami Jagielskiego odczuwa on niepokój, gdy widzi, że za horyzontem chowa się słońce a rozpalone ugandyjskie miasteczko Gulu obejmuje we władanie mrok. Świat, którym rządzą dorośli, zapada w niespokojny sen. To wtedy, jak spod ziemi, pojawiają się dzieci. Nie dwoje czy siedmioro. Całe rzesze. Schodzą się pospiesznie ze wszystkich stron, starsze dziewczynki niosą na rękach niemowlęta.

Zabierają ze sobą maty i kartony, na których ułożą się do snu. To ich właśnie miejscowi nazywają nocnymi wędrowcami. Przychodzą ze zmierzchem, wypędza ich świt. Nie są bezpieczni w rodzinnych wioskach nękanych przez partyzantów. Nawet w ciągu dnia dzieciom nie wolno na kilka kroków wejść do dżungli. Nie wolno przynieść wody, zebrać owoców mango. W każdej chwili bowiem wokół nich mogą wyrosnąć partyzanci. Czasem młodsi od swych ofiar. W podartych, za dużych uniformach, z maczetami i karabinami w rękach. W ich oczach płonie obłęd. Partyzanci śmierć zadają „w sposób okrutny, bez wyraźnej potrzeby, jakby z koszmaru zbrodni, palenia ludzi żywcem lub ćwiartowania ich maczetami czerpali zmysłową przyjemność”. Zmuszają dzieci do krwawej inicjacji – każą im zabić by nie miały drogi powrotu. By stały się podobne swoim oprawcom. By zasiliły ich szeregi. Podobno znają zaklęcia chroniące przed kulami. Podobno piją ludzką krew. Podobno...

Ich dowódca i prorok to Joseph Kony. Nikt naprawdę nie wie, jaki jest i jak teraz wygląda. Słyszano natomiast jak mówi, że wstąpiły w niego duchy. Najsilniejszy z nich kazał Kony'emu sformować wojsko, podbić Ugandę i wyplenić z niej zło. Tak powstała Boża Armia. Lekarze twierdzą, że Kony to psychopata, który cierpi na rozdwojenie jaźni. Dlatego miota się między atakami paranoi i manii wielkości. Inni specjaliści uważają go za człowieka wyjątkowo nieśmiałego — wnoszą to z faktu, że przemawiając dotyka dłonią twarzy.

Cień Kony'ego padł na kraj. Siły rządowe nie są w stanie upilnować cywilów. Żołnierze boją się tak samo jak uchodźcy, którym kazano porzucić ziemię oraz domy i zamknięto w obozach, gdzie życie to wegetacja. Wiedzą, że partyzanci są głodni, a głód zawsze weźmie górę nad strachem. Żandarmi nie biegną więc, gdy z odległego zakątka wioski usłyszą strzały, gdy zobaczą, że ogień trawi strzechy. Wolą poczekać, aż cienie znikną w dżungli.

Książka Jagielskiego przywodzi na myśl „Jądro ciemności” Conrada. „Nocni wędrowcy” to rzecz o obłędzie, zbrodni i strachu. To historia o tym jak ofiara staje się katem, o armii żywych trupów – armii ludzi pozbawionych uczuć. Ale to także historia o trudnym, choć możliwym, powrocie do życia. Jagielski opisuje ośrodek stworzony i prowadzony z wielkim poświęceniem po to, by dzieci, które zostały wcielone do partyzantki, mogły odzyskać tożsamość, wyzbyć się wspomnień. Odzyskać uczucia.

„Nocnych wędrowców” zaliczyć należy do gatunku, który Truman Capote nazwał powieścią faktu. To „książka, którą czyta się dokładnie tak jak powieść, z tą jednak różnicą, że każde zawarte w niej słowo będzie absolutnie prawdziwe” - taką definicję podał twórca „Z zimną krwią”. Jagielski pozwolił sobie na zabieg, który z powodzeniem stosował Melchior Wańkowicz – na potrzeby opowieści trzech swoich bohaterów „złożył” z kilku rzeczywistych postaci (o czym lojalnie uprzedza we wstępie). Fraza autora „Wież z kamienia” jest oszczędna i poetycka, pobudza wyobraźnię: „Wiatr, który się nagle zerwał, szarpał gałęziami drzew, przyginał do ziemi korony, jakby gorączkowo usiłując coś w nich odszukać. Od splecionej ściany lasu odrywały się, jedna po drugiej, ciemniejące w trawie sylwetki. Zmierzające do Palengi kobiety, przygięte do ziemi ciężarem dźwiganego na plecach opałowego drewna, zdawały się bić pokłony”. Znakomita proza, która ma wszelką szansę stać się klasyką gatunku.

[ramka][srodtytul]Najlepsze książki o Afryce wydane w Polsce w ostatnich latach [/srodtytul]

[b] 1.Bruce Chatwin „Wicekról Ouidah”. Przełożył Paweł Lipszyc. Świat Książki. Warszawa 2007 [/b]

Za motto tej ponadczasowej opowieści o szaleństwie i chciwości słynny brytyjski pisarz wybrał przysłowie niewolnicze: „Strzeżcie się, strzeżcie/ Zatoki Benińskiej/ Jeden się wydostaje/ Czterdziestu zostaje”. Autor, którego podziwiał Ryszard Kapuściński, opowiada o handlu żywym towarem i rewolucji. O dworze władcy, który swym wrogom nakazywał ścinać głowy, bo utwierdzało go to w przekonaniu, że żyje w realnym świecie. „Pił z czaszek, spluwał do czaszek. Na czaszkach wspierał się tron, z czaszek było jego łóżko i droga prowadząca do sypialni”. Najosobliwszy pan pamiętał imiona wszystkich czaszek i prowadził z nimi rozmowy.

[b]2. Uzodinma Iwaela „Bestie znikąd”. Przełożył Paweł Łopatka. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2007 [/b]

Mocny debiut Amerykanina urodzonego w Nigerii. Opisuje wojnę widzianą oczami dziecka wcielonego do rebelianckiej armii. Skrajne uczucia autor oddaje słowami prostymi, czasem nieporadnymi. Niekiedy zdania się rwą, następują powtórzenia. Czytelnik odnosi wrażenie, że „Bestie znikąd” to – używając słów Tadeusza Sobolewskiego – „literatura bez literatury”. Iwaela pyta: do czego można zmusić człowieka? Jak rodzi się zło? Skąd spodziewać się zagrożenia. Portretuje Afrykę, w której obok chrześcijaństwa występują wierzenia przodków. Gdzie matki uczą dzieci czytania na Biblii, a co roku podczas plemiennego święta dokonuje się rytualnej ofiary z wołu.

[b]3.Klaus Brinkbaumer „Afrykańska odyseja”. Przełożyła Joanna Czudec. Czarne. Wołowiec 2009 [/b]

Mądra i poruszająca opowieść niemieckiego reportera o ludziach, którzy porzucają Afrykę dla nieznanej i nieprzychylnej Europy. Brinkbaumer opisał podróż zmieniającą życie. Sportretował ludzi opuszczających nękaną głodem i wojną ojczyznę, by przez pustynię i morze dotrzeć do wyśnionego raju. Wierzą, że tam czeka ich godna praca i sprawiedliwy los. Autor wyruszył szlakiem uchodźców z egzemplarzem „Hebanu” Ryszarda Kapuścińskiego w plecaku. [/ramka]

Od pierwszych słów tej wyjątkowej książki czytelnikowi udziela się nastrój grozy. Razem z bohaterami Jagielskiego odczuwa on niepokój, gdy widzi, że za horyzontem chowa się słońce a rozpalone ugandyjskie miasteczko Gulu obejmuje we władanie mrok. Świat, którym rządzą dorośli, zapada w niespokojny sen. To wtedy, jak spod ziemi, pojawiają się dzieci. Nie dwoje czy siedmioro. Całe rzesze. Schodzą się pospiesznie ze wszystkich stron, starsze dziewczynki niosą na rękach niemowlęta.

Pozostało 92% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski