Wydawało się, że symbolicznie rozjechały ją gąsienice sowieckich czołgów, tratujących cmentarz obrońców Lwowa w 1971 roku. A jednak, stłumiona, odżyła.
Niewątpliwie dzięki odbudowie cmentarza, ale także dzięki strażnikom pamięci. Do tych najbardziej zasłużonych należy profesor Stanisław Nicieja, który 20 lat temu, gdy tylko można było podjąć zakazany temat, opublikował książkę „Cmentarz obrońców Lwowa” i nigdy już nie rozstał się z tą tematyką. Wydane właśnie „Lwowskie Orlęta. Czyn i legenda” zawierają opis listopadowych walk w 1918 r., sylwetki ich uczestników, tworzenie się legendy i dzieje Cmentarza Orląt.
Dlaczego mówimy o obrońcach Lwowa? Profesor Nicieja przytacza słowa znanego pisarza ukraińskiego Jurija Andruchowycza: „W ulicznych walkach 1918 r. we Lwowie Polacy wygrali z Ukraińcami przede wszystkim dlatego, że było to ich miasto – i to nie tylko w jakimś abstrakcyjno-historycznym wymiarze, ale właśnie w wymiarze konkretnym, osobistym – to były ich bramy, podwórza, zaułki, to oni znali je na pamięć, choćby dlatego, że umawiali się tam ze swoimi pannami”. Tuż przed I wojną we Lwowie tylko 10 procent mieszkańców posługiwało się językiem ukraińskim.
Początkowe gesty rycerskości podczas starć ustąpiły szybko normalnej wojennej brutalności (dochodziło do mordów na cywilnych Polakach), język gazet ukraińskich i polskich stawał się coraz bardziej agresywny. Walczący znaleźli się w położeniu, w którym, jak pisze Nicieja, Polacy byli zbyt słabi, by wyprzeć z miasta Ukraińców, ci zaś nie mieli dość siły, by zdławić polski opór. Szalę przeważyła polska odsiecz idąca z Przemyśla.
Jednak nie był to koniec walk o miasto. Pozostawało ono w okrążeniu. Najcięższe walki toczyły się na jego przedpolach. Nicieja opisuje trzydniową bitwę o Persenkówkę w grudniu 1918 roku. Część obrońców tej „reduty śmierci” spoczywa na Cmentarzu Orląt.