Lwowska encyklopedia Witolda Szolgini

Kiedy pierwszy raz pojechałem do Lwowa, jednym z miejsc, które koniecznie chciałem zobaczyć, był pasaż Mikolascha, o którym nasłuchałem się od lwowian co niemiara, a i naczytałem, że wspomnę przede wszystkim „Niebo w płomieniach" Jana Parandowskiego.

Publikacja: 08.10.2011 01:01

Pasaż Mikolascha (fot. www.lwow.com.pl)

Pasaż Mikolascha (fot. www.lwow.com.pl)

Foto: Archiwum

Młody bohater tej powieści, „wchodząc do pasażu, doznawał zawsze podniecenia, jakby w oczekiwaniu niespodzianki. Tyle już rzeczy zdarzyło się pod tym oszklonym dachem, pod patronatem zagadkowych postaci wymalowanych z wielką rozrzutnością szkarłatu i złota na dwóch olbrzymich obrazach umieszczonych pod środkowym sklepieniem! Tu widział pierwszego w życiu dzika u progu restauracji Ilkowa; tutaj oczarował go nurek w swej bani z mosiądzu i szkła, w gumowym ubraniu i trzydziestokilogramowych butach, który właził do ogromnej kadzi napełnionej wodą i wyszukiwał na dnie centy rzucane mu z krzeseł; tu po trzykroć podziwiał Papuasa o białej wełnie włosów i czerwonych tęczówkach, który kilku wężowymi ruchami uwalniał się z kajdanów, łańcuchów i kłódek, w jakie go zamknięto; tu widywał karły i dziewczęta przeraźliwie tłuste, ważące po sto pięćdziesiąt kilo, i siostry syjamskie, i Murzynów mających skórę wytatuowaną w obrazy bitew, lasów i słoni".

Między ulicami Kopernika i Sienkiewicza, przemianowanej na Woronego, nie znalazłem oczywiście żadnego Papuasa, nurka ani nawet stupięćdziesięciokilowego „dziewczęcia". Jakaś okutana dziesięcioma chustami babina zamiatała podwórko, na murku trzech sfatygowanych mężczyzn rozpijało flaszkę, zaczepiani przeze mnie przechodnie, pytani o pasaż Mikolascha, wzruszali ramionami.

Nie ma tego pasażu, który swą nazwę wziął od sławnego lwowskiego aptekarza, nie ma i innych pasaży: Andriollego, Grunnerów, Hermanów. Ukazał się za to, o czym z radością powiadamiam, drugi tom wielkiego dzieła Witolda Szolgini „Tamten Lwów", zatytułowany „Ulice i place", w którym znajdziemy rozdział poświęcony lwowskim pasażom. Inne rozdziały poprowadzą nas po placach, ulicach, uliczkach i zaułkach „tamtego Lwowa", także tych, których próżno dziś szukać w tym mieście, bo albo ich nie ma, albo inaczej się nazywają. Pewnie, można się cieszyć, że Łyczakowska nie jest już Lenina, lecz znów Łyczakowska, że ostała się Gródecka i Zamarstynowska, Wałowa i Zamkowa, a nawet Konopnickiej i Słowackiego, próżno jednak szukać Batorego, Bema, Grottgera, Ossolińskich... Inne znów ulice, jak choćby Andrzeja Potockiego przemianowana na Czuprynki czy Leona Sapiehy nazwana imieniem Stepana Bandery, stały się nagle obce.

Zmarły w 1996 r. Witold Szolginia opowiadał o innym Lwowie, tym, który możemy sobie wyobrazić, wczytując się w plan wielkiego Lwowa z 1937 r., którego reprint dołączony został do obecnego wydania książki. Książki bardzo ciekawej, bogatej w informacje, ale przede wszystkim wzruszającej, najbardziej może w tych partiach, w których autor przywołuje swoje wiersze, często pisane bałakiem.

Edycja „Tamtego Lwowa" Witolda Szolgini będzie mieć osiem tomów. Po „Obliczu miasta" i „Ulicach i placach" czekamy na kolejne: „Świątynie, gmachy, pomniki", „My, lwowianie", „Życie miasta", „Rozmaitości", „Z niebios nad Lwowem" i „Arcylwowianie".

Witold Szolginia „Tamten Lwów", tom 2 „Ulice i place". Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2011

Młody bohater tej powieści, „wchodząc do pasażu, doznawał zawsze podniecenia, jakby w oczekiwaniu niespodzianki. Tyle już rzeczy zdarzyło się pod tym oszklonym dachem, pod patronatem zagadkowych postaci wymalowanych z wielką rozrzutnością szkarłatu i złota na dwóch olbrzymich obrazach umieszczonych pod środkowym sklepieniem! Tu widział pierwszego w życiu dzika u progu restauracji Ilkowa; tutaj oczarował go nurek w swej bani z mosiądzu i szkła, w gumowym ubraniu i trzydziestokilogramowych butach, który właził do ogromnej kadzi napełnionej wodą i wyszukiwał na dnie centy rzucane mu z krzeseł; tu po trzykroć podziwiał Papuasa o białej wełnie włosów i czerwonych tęczówkach, który kilku wężowymi ruchami uwalniał się z kajdanów, łańcuchów i kłódek, w jakie go zamknięto; tu widywał karły i dziewczęta przeraźliwie tłuste, ważące po sto pięćdziesiąt kilo, i siostry syjamskie, i Murzynów mających skórę wytatuowaną w obrazy bitew, lasów i słoni".

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski